Donald Tusk przywołuje do porządku konserwatystów. Grozi im, że jeśli będą nadal kwestionować jego przywództwo w Platformie, wyrzuci ich z partii.
Na środowym spotkaniu z posłami PO w Kancelarii Premiera emocje udzieliły się wszystkim. Premier w płomiennej przemowie postawił jasne ultimatum: albo będzie porozumienie w sprawie związków, albo konserwatyści zostaną wypchnięci z PO i będą współpracować z rządem, ale jako osobna partia. Bo sprawa związków partnerskich zdaniem premiera nie jest kwestią sumienia, ale przywództwa w partii. – Lider może być tylko jeden i ma nim być Donald Tusk – mówi nam poseł Platformy, obecny na spotkaniu w KPRM.
To wyraźny przytyk pod adresem ministra sprawiedliwości i nieformalnego lidera grupy konserwatystów Jarosława Gowina. On sam miał odpowiedzieć, że sprawa związków partnerskich od początku szkodzi partii.
Odniósł się też do słów Donalda Tuska, który mówił, że Platformie szkodzą skrajności. Gowin odpowiedział, że premier, popierając liberalny projekt Artura Dunina, staje po stronie skrajności. A winnymi ewentualnego rozłamu nie będą konserwatyści, lecz ci, którzy promowali projekt Dunina. Chodzi o związane z Grzegorzem Schetyną kierownictwo Klubu PO (z szefem Rafałem Grupińskim na czele).
Konserwatystów ostro zaatakowali także pozostali posłowie PO. – Każdy miał tam jasno rozpisaną rolę. Donald chciał pokazać, że albo będzie obowiązywać jego wizja, którą popiera większość posłów, albo nie ma Platformy. A miernikiem lojalności mają być związki partnerskie – mówi „Rz” jeden z uczestników spotkania. – Przy takim stawianiu sprawy możemy nie dotrwać do końca kadencji.