Premier nie czekała do niedzielnego wieczoru, gdy mają być znane oficjalne częściowe wyniki wyborów europejskich w Wielkiej Brytanii. Pogodziła się z widmem totalnej klęski torysów, którą przewidywały wszystkie przedwyborcze sondaże, i zamiar odejścia ze stanowiska szefowej rządu ogłosiła już w piątek. – Żałuję i zawsze będę żałować, że nie udało mi się przeprowadzić brexitu – powiedziała Theresa May w przemówieniu wygłoszonym na progu Downing Street 10.
Jej niezliczone próby przeprowadzenia wynegocjowanej z Brukselą umowy o wyjściu z UE nie przyniosły rezultatu – za każdym razem Izba Gmin była przeciw. W kwietniu szczyt przywódców 27 państw UE wyciągnął do niej pomocną dłoń i zdecydował o przedłużeniu brexitu do 31 października, co pozwoliło na uniknięcie chaosu związanego z wyjściem bezumownym. Ale UE postawiła jeden warunek: jeśli Wielka Brytania pozostaje w Unii do 31 października, to 23 maja musi zorganizować u siebie wybory do Parlamentu Europejskiego. To konsekwencja unijnych traktatów. Gdyby obywatele jednego z państw UE nie mieli możliwości zagłosowania w wyborach do PE, to cały proces mógłby zostać uznany przez unijny sąd za nielegalny.
Po co wybory
Wydarzenie, która miało być farsą bez praktycznego znaczenia (po co głosować na eurodeputowanych, którzy wkrótce odejdą?), okazało się politycznym końcem nieusuwalnej do tej pory premier. Theresa May w poczuciu odpowiedzialności nie ulegała apelom o rezygnację, uważając, że musi doprowadzić do końca to, co obiecała, obejmując tekę premiera. Choć sama w referendum w czerwcu 2016 roku głosowała przeciw wyjściu Wielkiej Brytanii z UE, to jednak uznała, że musi dać Brytyjczykom to, czego chcą, czyli brexit na w miarę korzystnych warunkach.
Nie udało jej się to głównie z powodu głębokich podziałów w jej partii. I właśnie rozdarcie Partii Konserwatywnej w fundamentalnej dla kraju sprawie doprowadziło do zwyżki notowań partii, która za brexitem opowiada się w sposób jednoznaczny. Przedwyborcze sondaże dawały nowo stworzonej Partii Brexitu Nigela Farage'a dobrze ponad 30 proc., a torysom – kilkanaście procent. I choć zawsze w wyborach europejskich Farage dostawał dużo głosów, to jednak teraz skala jego spodziewanego zwycięstwa i rozmiary porażki partii rządzącej wołają o głęboką zmianę na czele rządu i partii.
Czas na Johnsona
May zapowiedziała, że formalnie ze stanowiska ustąpi 7 czerwca, a przez następne dwa miesiące będzie stała na czele rządu tymczasowego. Giełda nazwisk już ruszyła i jak zwykle na prominentnym miejscu jest Boris Johnson. Był konkurentem Theresy May do stanowiska premiera trzy lata temu, ale przegrał i dostał funkcję szefa MSZ, z której zrezygnował w lipcu 2018 roku. Zawsze krytykował May za zbyt uległą strategię wobec Brukseli, ale ani on, ani były negocjator brexitu David Davis, który odszedł ze stanowiska razem z Johnsonem, nigdy nie przedstawili realnej alternatywy.