Jeśli Konfederacja – na co wskazuje ostatni sondaż IBRiS dla „Rzeczpospolitej” – nie wejdzie do Sejmu, ale zdobędzie stosunkowo duży odsetek głosów, które „zmarnują się” w wyniku nieprzekroczenia przez sojusz Janusza Korwin-Mikkego z Grzegorzem Braunem i narodowcami progu wyborczego, wówczas zadziała – choć na mniejszą skalę niż w 2015 roku – metoda d’Hondta i PiS, jako partia z najlepszym wynikiem zostanie największym beneficjentem podziału mandatów, które do Konfederacji nie trafią. Przy poparciu rzędu 40-43 proc. na który wskazują sondaże da to PiS-owi większość bezwzględną, albo partia ta będzie na tyle bliski tej większości, że tych dwóch czy trzech brakujących posłów jakoś z innych partii wyłuska. Oczywiście to samo stałoby się, gdyby do Sejmu nie wszedł PSL-Kukiz’15 – ale historia uczy, że PSL zazwyczaj nad progiem się przemyka, a kolejne formacje, w których większą lub mniejsza rolę odgrywa Korwin-Mikke – niekoniecznie (w poprzednich wyborach 4,76 proc. zdobyte przez partię KORWiN przyczyniło się do zdobycia większości bezwzględnej przez PiS, który wówczas uzyskał jedynie 37,58 proc. głosów).