Przypomniałam sobie pobyt w Betlejem w 2002 r., kiedy zostałam zaproszona na dyskusję przez radę miejską o tym, co robić, a właściwie co inni robią, w zonach konfliktu. Miasto było opustoszałe, wszystkie sklepiki były zamknięte, nawet przed wejściem do bazyliki Narodzenia Pańskiego nie było turystów. Nic dziwnego, skoro było to w połowie tak zwanej drugiej intifady, kilka miesięcy po trwającym 40 dni oblężeniu bazyliki, w której terroryści Palestyńscy schronili się przed wojskami Izraela, porywając przy tym zakładników. Było to też niedługo po tym, gdy rakiety izraelskie mocno uszkodziły Mukata'a – rezydencję Jasera Arafata w Ramallah.