W różnych oddalonych od Czeczenii miejscach spotkałem się z Czeczenami, którzy uciekli z izb tortur Kadyrowa, a następnie wyjechali z kraju. Jeden z nich twierdził, że widział, jak człowieka oblano benzyną, po czym podpalono. Dostojny, starszy mężczyzna, którego synowie walczyli w partyzantce, opowiadał historie o potwornym biciu, o przykuwaniu kajdankami na całe dnie i noce do grzejnika w wilgotnej celi oraz o urządzeniach do elektrowstrząsów, które wyglądały niczym z czarno-białych horrorów z lat pięćdziesiątych: plątanina przewodów podłączonych do palców u rąk i nóg, które wywoływały straszliwy skurcz mięśni za każdym razem, gdy oprawca przesuwał ręczną dźwignię. Inny człowiek opowiadał, jak jego prześladowcy związali mu nadgarstki z nogami w kostkach i powiesili w ten sposób na pasku pod sufitem. Następnie ustawili go starannie pod takim kątem, żeby w czasie wypróżniania jego własne ekskrementy spływały mu po tułowiu i twarzy.