Wracając do mojej skrzywionej perspektywy, to nie tylko mogę użyć angielskiego zwrotu, że żyję w bańce, ale w przełożeniu na polskie realia oznacza to, że nie byłam od pół wieku ani w barze mlecznym, ani na stadionie piłki nożnej, ani na wakacjach nad Bałtykiem, a do niedawna nie wiedziałam nawet, co to jest disco polo. Gorzej – czytam tylko wyrywkowo wiadomości z internetu.
Kilka miesięcy temu nieświadomie nacisnęłam guzik w moim programie kablowym, wyskoczyła mi dosyć koszmarna TVP Polonia i teraz nie wiem, jak się z tego wypisać. Ale też z uporem maniaka oglądam prawie co wieczór „Wiadomości" TVP. Mogłabym się nad nimi poznęcać, ale zrobiły to już pióra lepsze niż moje. Oglądam więc te wiadomości, zgrzytając zębami, i w jednym tygodniu stawiam kreseczki, kto się ile razy pojawił w roli świętego Jerzego, w innym tygodniu – ile razy pokazano jakąś nieznaną mi panią z opozycji śpiewającą sprośne czastuszki, a od końca sierpnia oglądam i słucham, co różne ważne osoby mówią o prezydencie Trumpie, oczywiście w kontekście „Trump a sprawa polska".