Niebieski jeż Sonic – bardziej przypominający pluszową maskotkę niż zwykłego kolczaka – zostaje zmuszony do ucieczki z macierzystej planety. Dekuje się na Ziemi, gdzie przez lata żyje w ukryciu, obżerając się popcornem i oglądając tandetne seriale. W końcu o jego istnieniu dowiadują się władze i rozpoczynają polowanie na niego. Superszybki jeż może liczyć tylko na siebie oraz na swojego przyjaciela, pączkolubnego policjanta, który... z początku nawet nie wie o jego istnieniu.




„Sonic", podobnie jak przeboje sprzed kilku dekad, toczy się w niewielkim amerykańskim miasteczku, w którym wszyscy znają się po imieniu. Dla scenarzystów to okazja do kilku celnych żartów adresowanych do młodszej publiki oraz paru sentymentalnych mrugnięć okiem do widzów starszych. Takim mrugnięciem jest pierwsza od sześciu lat kinowa rola Jima Carreya, którego najlepsze lata zbiegły się ze szczytem popularności Sonica (lata 90.).

Już dziś wiadomo, że Sonic wróci do kin za dwa, może trzy lata. Ostatnie sukcesy zapoczątkowały bowiem prawdziwy boom na adaptacje gier. W Hollywood najtęższe umysły pracują nad kilkunastoma kolejnymi tytułami, m.in. „Mortal Kombat", „Uncharted", „Crossfire", „Monster Hunter", „Silent Hill", „Borderlands" i „Minecraft". Powstaną też kolejne części „Detektywa Pikachu" i „Tomb Raidera". Fanów kina i gier czekają dobre lata.