W jego nowym serialu „Zero Zero Zero" wątki są trzy: latynoamerykański, europejski i amerykański. Czyli eksporter, importer i pośrednik. W Meksyku poznajemy Manuela Contrerasa (gra go 29-letni Harold Torres), żołnierza sił specjalnych, opętanego pseudoreligijną filozofią, który grając na dwa fronty z kartelami i armią, realizuje swe zwyrodniałe ambicje, pierze mózgi podwładnym i tworzy zbrojną bojówkę, rodzaj narkotykowej armii zbawienia.
W drugim wątku, rozpisanym niczym antyczny dramat, śledzimy losy Stefana (26-letni Giuseppe De Domenico) i jego dziadka (79-letni Adriano Chiaramida). Dziadek rządzi 'Ndranghetą na kalabryjskiej prowincji, ale wnuk też ma ambicje i dochodzi do wojny.
Trzecia opowieść stanowi łączące ogniwo pomiędzy produkującymi narkotyki Meksykanami a oczekującymi na dostawę Włochami. To historia rodziny Lynwoodów (ta z kolei nosi cechy szekspirowskiej) – przewoźników z Nowego Orleanu. Na jej czele stoi Edward (rzadko goszczący na ekranie Gabriel Byrne), ale kiedy okoliczności nie pozwolą mu dłużej osobiście nadzorować ryzykownego transportu, dostawą zajmą się jego dzieci – platynowowłosa Emma (Andrea Riseborough) oraz młodszy od niej, cierpiący na pląsawicę Huntingtona, choć na razie w stadium początkowym, 30-letni Chris, którego zagrał Dane DeHaan znany m.in. z Bessonowskiego „Valeriana i miasta tysiąca planet".
Łatwo się domyślić, że trzy ścieżki prędzej czy później się skrzyżują. Aczkolwiek bohaterowie nie spotkają się w pełnym składzie – śmiertelność w tej branży jest wysoka. Jednak otwarte zakończenie, a przede wszystkim gigantyczny potencjał fabularny, jaki posiada ta historia, a której pierwszy sezon daje zaledwie przedsmak, każe ufać, że serii będzie więcej – na razie zaangażowane w produkcję podmioty (Canal+, Amazon Prime Video i Sky Atlantic) milczą na ten temat.