– To typowe dla Austriaków. Tak już było za czasów drugiej wojny światowej. Po mordzie na Żydach wszyscy udawali, że o niczym nie wiedzieli – skarży się znany austriacki publicysta Charles E. Ritterband. Jego zdaniem dramat w Amstetten jest wzorowym przykładem austriackiej mentalności. „Czego można się spodziewać po narodzie, który najpierw entuzjastycznie wspierał Hitlera, potem wybrał Kurta Waldheima na prezydenta, wiedząc o jego nazistowskiej przeszłości, a teraz z zachwytem popiera skrajnie prawicowego populistę Jörga Haidera?” – pyta Ritterband na łamach austriackiego dziennika „Der Standard”. Zdaniem publicysty społeczeństwo obywatelskie w Austrii nie istnieje. „Odpowiedzialność jest scedowana na urzędy. Przed władzą wszyscy się uginają. Kiedy twierdzi, że nie popełniła żadnych błędów, to jest to akceptowane bez pytań” – pisze Ritterband dalej.
Tę opinię podzielają także zagraniczne media. „Znowu Austria. Dlaczego nas to nie dziwi. Najpierw porwanie Nataschy Kampusch, teraz to. Czego się też spodziewać po kraju, w którym urodził się znany zboczeniec Zygmunt Freud” – pisze hiszpański dziennik „El Pais”. Każdy argument jest dobry w poszukiwaniu wytłumaczenia tragedii, która odbyła się w krainie zegarów z kukułką, walca i alpejskiej czekolady. Brytyjski „The Times” widzi przyczyny w „braku komunikacji w zimnym austriackim społeczeństwie”. „Społeczeństwo bez prawdziwej komunikacji wydaje na świat potwory. Nagle odkrywamy, że za fasadą burżuazyjnego spokoju czyha perwersja”. „To bzdura” – uważa w rozmowie z „Rz” znany niemiecki psychiatra i ekspert od pedofilii dr Rainer Balloff. Jego zdaniem nie ma czegoś takiego jak austriacka mentalność. – W Niemczech co tydzień umiera wskutek okrucieństwa rodziców lub zaniedbania 12 do 15 dzieci. 90 tysięcy rocznie pada ofiarą molestowania seksualnego. Nie wiem, jak jest w innych krajach europejskich. Jednak myślę, że bardzo podobnie. Nie powinniśmy palcem wytykać Austriaków – twierdzi Balloff dalej. Jego zdaniem to, że matka Elisabeth niczego nie zauważyła, jest „typowe dla uległych kobiet”. – Takie kobiety jak Rosemarie tracą własną osobowość, przebywając z kimś takim jak Fritzl. To bezwzględny psychopata, który traktuje swoją rodzinę jak własność. A zależne emocjonalnie kobiety, jak Elisabeth Fritzl, boją się, że stracą żywiciela. Że nie dadzą sobie rady same. Więc się podporządkowują. Nawet jeśli dzieje się to z niekorzyścią własnych dzieci. Nieraz zetknąłem się z sytuacją, w której matka musiała wiedzieć, że jej partner molestuje dzieci. Jednak zamykała oczy. Często przez wiele lat – stwierdza. To, że urzędnicy nie próbowali drążyć sprawy, jest dla niego jednak zupełnie niezrozumiałe. – Żeby móc adoptować dziecko, trzeba przejść szkolenie na rodziców zastępczych. To trwa ponad rok. Te procedury zostały w przypadku Fritzlów ominięte. Nie można też oddać dziecka do adopcji bez zgody matki. Urzędnicy mieli obowiązek skontaktowania się z Elisabeth Fritzl. Wykazali się tu wyjątkową ślepotą – podkreśla.
W Austrii molestowanie seksualne dzieci przez rodziców nie jest niczym wyjątkowym. „Co szósta dziewczynka i co dziewiąty chłopiec padł w 2007 roku ofiarą przemocy seksualnej w rodzinie. Tak wynika z oficjalnych statystyk. W rzeczywistości ofiar jest więcej. Ale wiele z nich wstydzi się do tego przyznać. Boją się prosić osoby z zewnątrz o pomoc. To wciąż jest temat tabu” – twierdzi w rozmowie z „Rz” szefowa Centrum Ochrony Ofiar Przemocy w Dolnej Austrii Charlotte Aykler. Policyjne statystyki potwierdzają ten smutny trend. W 2007 roku liczba nieletnich wykorzystywanych seksualnie wzrosła o ponad 20 procent. Zdaniem Charlotty Aykler gehenna Elisabeth Fritzl nie musi stanowić wyjątku. „Co roku znika u nas około 150 dzieci. Na ogół dwie trzecie udaje nam się odnaleźć. Reszta zaś znika bez śladu. Skąd wiemy, że nie wegetują gdzieś w piwnicy?” – pyta. Jej zdaniem podobny los może dzielić tysiące dzieci na całym świecie. „Nie jesteśmy w stanie zaglądać każdemu do domu przez okno. To, że liczba ujawnianych przestępstw na tle pedofilskim rośnie, nie musi oznaczać, że jest ich rzeczywiście więcej. Także sto lat temu dochodziło do kazirodztwa w rodzinach. Dzieci były molestowane. Wtedy jednak nie mówiło się o tym. Nie było telewizji, gazet, Internetu. Nikt się po prostu o tym nie dowiadywał” – dodaje. Jej zdaniem jedną z przyczyn tragedii w Amstetten może być to, że austriackie społeczeństwo zawsze było społeczeństwem patriarchalnym. – Dopiero w latach 70. zniesiono u nas ustawodawstwo, które zezwalało głowom rodziny, to znaczy mężczyznom, decydować o każdym aspekcie życia swych rodzin. Kobieta wcześniej nie mogła założyć konta bez zgody męża. Dzieci zaś były traktowane bardziej jak własność niż jak członkowie rodziny. Zarówno Fritzl, jak i jego żona należą do generacji, która wychowała się w tych czasach. Trudno się więc dziwić, że traktowali swe dzieci w taki sposób – podkreśla.
Wizerunek Austrii mocno ucierpiał wskutek tego, co się działo w piwnicy Fritzlów w Amstetten. Większość miejscowych mediów stara się ograniczyć szkody. Podobnie jak austriacki rząd. Kanclerz Alfred Gusenbauer oświadczył podczas obchodów 1 Maja, że Austria „nie będzie zakładniczką jednego kryminalisty”. Kanclerz obiecał „bronić wizerunku kraju”, podkreślając, że Austria to „jedno z najbezpieczniejszych państw na świecie”. – Nie pozwolimy nikomu, także gdzie indziej na świecie, skalać tego wizerunku – zaznaczył. Niemniej rząd musiał się przyznać do winy za tragedię. „Władze były łatwowierne, zwłaszcza jeśli chodzi o historię z sektą, którą podejrzany wyjaśnił zniknięcie swej córki” – stwierdziła minister sprawiedliwości Maria Berger w wywiadzie dla dziennika „Der Standard”. W zamian obiecała zaostrzenie kar dla przestępców seksualnych.
W dyskusji jest „kastracja chemiczna” oraz zniesienie przedawnienia dla takich przestępstw jak gwałt czy kazirodztwo. W tej chwili po piętnastu latach następuje zatarcie informacji na temat przestępstw seksualnych; nie ma do nich dostępu nawet policja ani opieka społeczna.