Reklama
Rozwiń

Kochany Jasiu

W 90. rocznicę urodzin poety zamieszczamy wybór jego niepublikowanych listów ?do Jana Józefa Szczepańskiego.

Aktualizacja: 25.10.2014 00:33 Publikacja: 24.10.2014 01:49

Kochany Jasiu

Foto: CAF/PAP, Marek Langda Marek Langda

 

31.V.56

Kochany Jasiu,

to nie Chruszczow i Bułganin jadą na koniach na obrazku po drugiej stronie. To są moi ludzie, którym przykazałem, aby złożyli Tobie i Twoim bliskim serdeczne życzenia świąteczne w ten czas być może już nie wielkiej nocy, ale na pewno wielkiego zamętu.

Patryk

Paryż, 4.X.58

Kochany Jasiu,

Bardzo żałuję, że nie spotkaliśmy się w Paryżu. Popłynąłby mały strumyczek czerwonego wina za 110 fr. litr. Czytam Twoje wrażenia z Ameryki, które mi się podobają. Dzisiaj mi się śniło, że polskie wojsko zajęło Paryż, co odtwarza załączony obrazek. Tak to w nocnych koszmarach Naród dopomina się o swe prawa, więc chyba wrócić już trzeba, choć żal.

Całuję Ciebie, żonie ręce, dzieciom głowy, a cały Kraków z Plantami, Kisielem i Wiśką.

Zbigniew

24.VIII.1983

Drogi Janku,

właśnie wśród lasów i tych jezior przyszła wiadomość o rozwiązaniu Związku.

Pierwszą moją myślą było, żeby podziękować Tobie przede wszystkim, a także kolegom z Zarządu za wielomiesięczną mordęgę, wystawianie się na afronty, prowokacje i oszczerstwa. Była to walka o naszą i waszą godność i wszelkie słowa wdzięczności są za słabe, aby to wyrazić. Mówię ze śmiertelną powagą.

W mojej optyce Twoja kadencja była najlepsza w całej historii tej organizacji, z którą, jak wiemy, bywało różnie.

Z egoistycznego punktu widzenia: czułem i wiedziałem, że mogę spać spokojnie i nic się nie zdarzy, co by mnie zaskoczyło czy zbulwersowało. Aż strach pomyśleć czem mógłby być i na pewno byłby koncesjonowany Związek. Brrr.

Na koniec wyrażam nadzieję, że choć ustała moja podległość służbowa w stosunku do Ciebie, będziesz mnie zaszczycał pamięcią i życzliwością.

Ściskam Cię kochany Janku.

Twój

rozwiązany i lekki

Zbigniew

Berlin, 10.XII.1986

Kochany Janku,

zamiast studiować Rembrandta utonąłem chwilowo w Japończykach i Chińczykach i sztuce Indii, w czem dopatruję się Twego zgubnego wpływu. Piękne to zaiste i stąd ta nie całkiem chrześcijańska kartka.

Myślę o Tobie często i z równym natężeniem uczuć. Czasem mi nawet trochę wstyd i głupio, że kochanek bogów i reżimów – samotnie nurzam się w tych wspaniałościach. Ale także haruję, chciałbym już niedługo skończyć książkę o Holendrach, którzy uwierają mnie jak pięcioraczki. Stąd intensywne rejsy po zbiorach, kolekcjach, wysiadywanie w bibliotekach nad grubymi książkami, z których wynika tylko, jak nie należy pisać o sztuce. Ale żebym to ja wiedział jak. Ale jest to słodka męka w porównaniu z tą, jaką gotują nam bliźni. Rozmawiałem w Paryżu z Czumą [?], który stwierdził, że dzięki takim kolegom jak Kazimierz B. i inni co to na swoje barki wzięli historię, myśmy mogli spokojnie pisać do szuflady. Ponieważ miałem atak astmy i byłem słaby, nie doszło do rękoczynów.

Ale już zbliża się Gwiazdka, więc bądźmy dobrzy dla ludzi (mnie to przychodzi z wielką trudnością). Zatem:

Najczulsze i najserdeczniejsze Życzenia Świąteczne i Noworoczne dla Danusi, dla Ciebie, Córek, Synów i Wnucząt

i gorąco ściskam

Zbigniew + Kasia

Paryż, 27.XII.1988

Kochana Danusiu,

Kochany Janku,

spóźnione, ale bardzo szczere i gorące Życzenia Świąteczne i Noworoczne proszę przyjmijcie od nas obojga – rozbitków życiowych nad Sekwaną.

Z pisaniem do Was to był jakiś pech (czy nawet pechy), bo naprzód nie doszła paczuszka, a potem gruby list z załącznikami, raczej niewinnymi. Myślę, że jest to sprawka Francuzów, którzy naprzód zdradzili nas przy pomocy Napoleona, a potem przyczepili się do mnie.

Krótkie donosy o nas, także, żeby się usprawiedliwić z karygodnych zaniedbań korespondencyjnych. Od początku szło nam źle; naprzód zachorowała Kasia, wyglądało że to coś bardzo niedobrego, ale po nieskończonych badaniach na szczęście obawy się rozwiały. Potem ja, jestem jeszcze w szpitalu, mam nadzieję wkrótce wyjść z podreperowanym motorem, karoseria pozostanie bez zmian czyli szabrawa.

Bardzo to wszystko pokrzyżowało moje plany, zwłaszcza wyjazdowe. Mieliśmy tylko jeden urlop, ale bardzo piękny na Srebrnym Wybrzeżu, czyli nad Atlantykiem, niedaleko Bayonne.

Można zapytać dlaczego po tylu przeciwnościach losu nie wycofaliśmy się do bazy wypadowej. Myślę, że mam naturę piechura, która każe mu okopać się i przetrwać nawałnicę ognia.

Książkę o Holendrach napisałem, ale kiedy przeczytałem rękopis, wydał mi się wymęczony, długi i nudny. Nową wersję właśnie piszę, kiedy już wszyscy moi wydawcy stracili cierpliwość i nadzieję.

To właśnie mój problem, piszę zrywami, nieregularnie, więc nawet nie uważam się za literata, tylko okolicznościowo piszącego.

W czasie choroby, aby uniknąć wzajemnego wyrywania sobie, Kasia czytała mi Twoją ostatnią książkę. Jest znakomita, wyważona i mądra. Powaliła mnie na ziemię swoim zabójczym obiektywizmem. Mówię o tem z zazdrością. Bo ja potrafię o tych sprawach mówić tylko po chamsku. – A więc serdeczne gratulacje Janku.

Oboje bardzo serdecznie Was ściskamy

i zapewniamy o wiernym przywiązaniu i miłości.

Rączki całuję

Wasz

Zbigniew + Kasia

Pisa, 28.VI.1989

Kochany Janku,

w dniu Twego święta myślałem intensywnie o Tobie, śląc telepatycznym sposobem najczulsze życzenia, co nie było takie proste, bo uczestniczyłem jako aktywny kibic w tradycyjnym Girro del Ponte: te zawody na moście polegają na tym, że kilkunastu osiłków, oddzielonych od siebie drewnianą konstrukcją (drużyny odwrócone są do siebie plecami, więc mordobicie wykluczone), przepycha się do utraty tchu. Nasza dzielnica wygrała. Dzielnica pokonanych tonie w żalu i ciemnościach (wyłączona elektryczność).

Danusi rączki całuję i przesyłam gorące pozdrowienia.

Ciebie Janku kochany do serca przyciskam.

Zbig + Kasia

Madryt, 21/IX 91

Kochany Janku,

oto dobroczynny olbrzym, który połyka faszystów, fundamentalistów, nomenklaturę – czyli raczej ludzki popiół niż diament. Ale nie wiem, czy uda mu się do końca to zbożne przedsięwzięcie.

Jesteśmy z Kasią w Madrycie, tarzamy się w Prado (najlepsze) i w iberyjstwie. Sądziłem, że nic mnie już w życiu nie zaskoczy, ale to było potężne zaskoczenie (pozytywne). Zwłaszcza zwolennicy gen. Franco przypadli mi do gustu. Ale poważnie: widziałem niemal wszystkie obrazy Velázqueza, El Greco, Goi w muzeach europejskich, ale tu dopiero przyszło olśnienie.

Wybacz, że się porównuję z Tobą, ale gdy wsiadam do samolotu, pociągu też, choćby na rower – czuję przypływ energii, ochotę do życia.

Ściskam i całuję od nas obojga.

Danusi, jak zwykle, wyrazy uwielbienia.

Twój

Zbigniew (rzekomy pijaczek, transwestyta i awanturnik)

Warszawa, 15.09.1994

Kochany Janku,

w pierwszych słowach mego listu pragnę Ci serdecznie podziękować za Twoją ostatnią książkę Mija Dzień. Czytaliśmy ją obydwoje z Kasią na głos. Podziwiam Cię, że miałeś odwagę dotknąć tego tematu, tzn. PRL-u, który więcej ma wspólnego z koszmarem nocnym niż z rzeczywistością. Mistrzowsko skonstruowałeś postacie antybohaterów, nad którymi unosi się zapach baru mlecznego, dworca PKS-u i Babiucha. Szczerze mówiąc, nie wiem dokładnie, jak pachniał ten ostatni, ale mogę sobie to bez trudu wyobrazić.

Wielka prośba do Ciebie – czy nie masz zbędnego (dwu) egzemplarzy Historyjek? Prosiły mnie o tę książkę dwie osoby zagraniczne i Twoje wielbicielki. Nie wiem, skąd wiedziały, że Cię znam i że w zimie wchodzę tylnymi schodami z workiem węgla na plecach, a ty mnie czasem klepiesz po ramieniu i mówisz: – No, i jak się wam wiedzie dobry człowieku?

W Warszawie wykwitło parę dowcipów politycznych (znak, że sytuacja jest beznadziejna): Pawlak Waldemar – portret pamięciowy.

Dla Danusi ucałowania rąk, Ciebie całuję jak obok.

Twój ?    Zbigniew

20.VII.1995

Mój kochany Janku,

popatrz, to jest ostatnia moja fotografia. Lekarze mówią, że przytyłem i trochę zdziecinniałem. Ale oni zawsze wydziwiają i czepiają się – nic sobie z tego nie robię.

Ostatnio wiele o Tobie myślałem. Kilka razy telefonowałem na Twój krakowski punkt kontaktowy, ale telefon milczał, więc pomyślałem sobie, że jesteś w Kasince, choć odczuwałem trudny do określenia niepokój, gdyż, jak może wiesz, jestem trochę telepatyczny – jak niezastąpiony GUZIK – medium przedwojenne, o którym tak zabawnie mi opowiadałeś. I na domiar wszystkiego miałem iść z początkiem lipca na mały zabieg do szpitala, ale się wyłgałem, bo upały i nie wiem, czy chrapiący obok na łóżku osobnik nie nadszarpnąłby mojej miłości bliźniego.

Pragnę donieść Tobie (i tylko Tobie), że odparłem skoncentrowane ataki centroprawicy, która usiłowała mnie zaktywizować, wciągnąć, uwieść, i ja tak skory do podpisywania, zaciąłem się. Chciałbym na to całe nasze życie polityczne patrzeć jakby to był wesoły wodewil, ale czasem ogarnia mnie zwykły strach, bo wiem, jak często za plecami głupoty, lekkomyślności, czai się groza.

A teraz o rzeczach pozytywnych. Czytałem w „Kwartalniku Artystycznym" b. piękne Twoje opowiadanie – serdecznie Ci gratuluję i cieszę się, bo chyba nowa książka rośnie.

Przepraszam za gryzmoły, ale piszę w łóżku, bo mam infekcję. Janku – dobrym duchom Cię polecam, zdrowiej szybko. Dla Danusi ucałowania rąk.

Ciebie ściskam mocno,

a Kasia dołącza serdeczności.

Twój

Zbig

Zbigniew Herbert?Promenada 21/4

00-778 Warszawa

Warszawa, 25.12.1995

Kochany Janku,

dziękuję Ci serdecznie za piękną kartkę z Indii oraz za Twój dobry list. To widomy znak, że przeżywasz drugą młodość, o czym myślę z niepokojem, gdyż w takich okresach najbardziej stateczni mężczyźni mogą palnąć jakieś głupstwo. Ale żarty na bok. Cieszę się bardzo, że poruszasz się żwawo po tym najlepszym ze światów.

A teraz historia, która mnie dotknęła i korzystając z prawa półwiekowej przyjaźni stawiam kawę na ławę.

Otóż w wywiadzie z Berberiuszem – „Tygodnik Powszechny" nr 51 (czy Berberiusz to konstelacja gwiazd czy rodzaj niedźwiedzia?) – zadano Ci pytanie o stosunek do, ujmijmy to krótko, socrealizmu, gdzie dwukrotnie padło moje nazwisko. Powiedziałeś ogólnikowo (w duchu Unii Wolności i political correctness), że masz żal do pewnych osób za ich stosunek do ZLP w czasie stanu wojennego, natomiast na podchwytliwe pytanie owego Berberiusza: „Czy nie masz tych uczuć zapiekłego żalu drążących Herberta", odpowiedziałeś: „Mnie one nie drążą, ale w wypadku Zbigniewa rozumiem". Gdyby to ukazało się w „Gazecie Wyborczej", a ukazywały się podobne enuncjacje, machnąłbym ręką. Ale od przyjaciela mogłem oczekiwać trochę więcej zrozumienia i po prostu zgodności z prawdą.

Wyjaśniam tedy, i wciąż mi jest głupio, coraz głupiej, że ja nie mam żadnego zapiekłego żalu. To mają kucharki, które pan uwiódł, a potem wyrzucił na bruk. Ja natomiast świadomie wystąpiłem ze Związku, chyba w roku 49, i uzasadniłem to w liście do Putramenta czy innego trupa, że nie chcę i nie mogę brać udziału w zbliżającym się czy już rozpoczętym cyrku socrealizmu. Nie zostałem zatem, jak piszesz, skrzywdzony i nie czuję się ofiarą. Nie zazdroszczę także tym, którzy w owym okresie dostawali nagrody państwowe. Czy naprawdę w Twoich wspomnieniach, a masz, jak rasowy prozaik, pamięć elefanta, skarżyłem się kiedykolwiek, że nie mogę zrobić kariery literackiej? Sądzę kochany Janku, że albo się Tobie coś pokręciło, albo jesteś nie najlepszym bokserem, który nadziewa się na sygnalizowany cios przeciwnika. Bo intencje tego, ni w pięć ni w dziewięć, pytania o mnie są dla mnie jasne i sądziłem, że są one również jasne dla Ciebie. Proszę, żebyś zrozumiał, że nie wytaczam żadnej sprawy, nie domagam się, Boże uchroń, sprostowań, tylko chciałbym wiedzieć, co miałeś na myśli, mówiąc o moim zapiekłym żalu wynikłym z niedocenienia?

To wszystko. Możesz mi na to odpowiedzieć albo nie, zignorować, wrzucić list do kosza. Nie chciałbym w niczym burzyć Twego spokoju w Kasince.

List ten piszę w pierwszy dzień Świąt i zapytaj księdza Tischnera, czy pisanie tego rodzaju listów w Wielkie Święto jest grzechem śmiertelnym?

Czuję się niedobrze i muszę się jako tako przygotować do życia pozagrobowego.

Ściskam Cię, jak zawsze, czule i serdecznie. Dla Danusi ucałowania rąk i serdeczności dla całego klanu Szczepańskich w Nowym Roku, który zapowiada się świetlanie.

Twój

Zbigniew

16.I.1996

Kochany Janku,

bardzo serdecznie dziękuję Tobie za list. Kamień z serca spadł mi i potoczył się i znikł za horyzontem. Pozwól, że uznam rzecz całą za niebyłą i proszę, żebyś Ty także w swojej wielkoduszności ją traktował.

Może istotnie jestem przewrażliwioną mimozą. Zbigniew Mimosenduft-Herbert to zupełnie nieźle brzmi. Ale tak całkiem poważnie, to boję się stracić nielicznych moich przyjaciół. A Ty należysz do najbliższych. (Jednych zabrał, zdmuchnął wiatr historii, innym nie podoba się, że po chamsku choruję, pewną ilość pochłonęły służby wywiadowcze).

Przesyłam Tobie moje zdjęcie (chyba z roku 1943 – a więc z czasów wojny ojczyźnianej). No cóż, Jut', jakby powiedział Conrad.

Janku, miej się dobrze, przesyłam Danusi ucałowania rąk i wraz z Kasią serdeczności.

Zbigniew

PS. Mój kot Szu-Szu z wiekiem staje się coraz bardziej podobny do Julka Stryjkowskiego, o czym z niepokojem donoszę.

ZH

18/XII/1997

Kochany Janku,

dzięki za list i dobre, przyjazne słowa; zaraz mi się polepszyło, fakt. – Tylko niech Pan nie myśli, że choroba ustępuje. Jedzie Pan szybko w dół saneczkami – powiedział mi profesor, też Jan, niestety, a my staramy się trochę przyhamować. O Boże, cóż za haniebna metaforyka! Chciałem mu powiedzieć, żeby starał się wyhamować słowa, a przyszło mi to na myśl na schodach, a poza tem, jak wiesz, jestem b. dobrze ułożony.

Myślę jednak, że zostałem zwolniony (sic) karnie (sic) za palenie papierosów pod kołdrą. Nie wzięto pod uwagę mojego stopnia i zasług. Oczywiście palenie pod kołdrą jest niezdrowe (szybkie zużywanie tlenu) i niebezpieczne (łatwy zapłon kołdry). Ale cóż myśleć o zakładzie zdrowotnym, który zmusza człowieka nad grobem stojącego do podobnych sztubackich praktyk???

Passons; teraz chciałbym bardzo dać się gdzieś przetransportować, teraz gdzie niedługo (?) zawita Pani Wiosna, a z nią Oleksy, bociany, Kołodko i socjaldemokratyczna hołotka, Pawlaki i żaby, i wiatr, ten szalony, od stepów i kołchozów. Haj!

Najlepsze życzenia Janku, uściski dla Ciebie i dla Danusi i Rodziny, a także Wesołych Świąt Wielkanocnych.

PS. Wybacz, że dopiero teraz się ujawniam, ale czasy niepewne.

Twój

Zbigniew Herbert

[Pieczątka: Dowódca Królewskiej Samodzielnej Brygady Huzarów Śmierci Pułkownik Zbigniew Herbert].

Wybrała, z rękopisu spisała i za zgodą Katarzyny Herbertowej, Haliny Herbert-Żebrowskiej oraz Michała Szczepańskiego do druku podała Anna Romaniuk

Skarby w rękopisie

Gdy po śmierci Zbigniewa Herberta, z inicjatywy Katarzyny Herbertowej, powstał jesienią 1998 roku zespół pracujący nad domowym archiwum poety, można było jedynie domyślać się niezwykłego potencjału ukrytego w materiałach gromadzonych i pieczołowicie przez autora „Barbarzyńcy w ogrodzie" przechowywanych. ?Znane są opowieści o Herbercie przesiadującym w paryskich (i nie tylko) bibliotekach, zapełniającym notatkami kolejne zeszyty, rysującym w szkicownikach oglądane dzieła sztuki. A także te o kupowaniu książek, albumów, starych map – do ostatniego posiadanego grosza. O walizce z rękopisami wierszy z tomu „Pan Cogito" skradzionej wraz z całym dobytkiem Herbertów w Berlinie, a wkrótce potem, dzięki interwencji św. Antoniego, odzyskanej (w przeciwieństwie do reszty rzeczy). O bibliotece noszonej na plecach przy kolejnych przeprowadzkach, aż do ostatniego adresu Herbertów przy warszawskiej ulicy Promenady.

Biblioteka poety wciąż tam właśnie się znajduje, towarzysząc obecnie działalności Fundacji im. Zbigniewa Herberta. Natomiast archiwum w 2006 roku znalazło swoje stałe miejsce w Bibliotece Narodowej. Niezwykle bogate stało się inspiracją dla badaczy, edytorów i wydawców (jest jednym z najczęściej „odwiedzanych" archiwów w Zakładzie Rękopisów BN). Dzięki temu nie tylko opublikowano szereg prac o twórczości Herberta, ale również opracowano wiele jego „nowych" autorskich książek: zbiory esejów, wybory wierszy, tomy korespondencji, przygotowano także dwa tomy wspomnień o poecie, powstaje biografia.

Archiwum Zbigniewa Herberta daje doskonałe pojęcie nie tylko o warsztacie twórczym, ale także o środowisku, w jakim poeta się obracał. Wystarczy zapoznać się chociażby z Inwentarzem Archiwum Zbigniewa Herberta (BN), by odnieść wrażenie niesłychanej aktywności towarzyskiej Herberta, różnorodności kontaktów nawiązywanych i podtrzymywanych, a każda znajomość rozwijała się wedle swojej dynamiki, trwając krótko lub całe życie, kurtuazyjna i żartobliwa lub bardzo serio. W utworach poetyckich i eseistycznych, w listach można nadal słyszeć głos Herberta.

Wśród jego wielu korespondentów byli nieliczni, których nazywał bliskimi przyjaciółmi. Do nich zaliczał Jana Józefa Szczepańskiego. Katarzyna Herbertowa, wspominając grono najbliższych przyjaciół męża i swoich w latach 70. i 80., wymienia Wiktora Woroszylskiego, Jana Józefa Lipskiego, Barbarę Sadowską, Julię Hartwig, Artura Międzyrzeckiego, Andrzeja Kijowskiego i właśnie Szczepańskiego.

Ten ostatni wspominał Herberta kilkakrotnie, między innymi na łamach „Tygodnika Powszechnego" (nr 32/1998). Herbert natomiast dedykował mu wiersz „Małe serce" („Tygodnik Powszechny", nr 14/1980). W Archiwum Zbigniewa Herberta przechowywanych jest 40 listów (1956–1998) Szczepańskiego do poety (akc. 17994) oraz od 2013 roku również 22 listy (1956–1997) Herberta do autora „Polskiej jesieni" (akc. 18929).

29 października 2014 roku Zbigniew Herbert skończyłby 90 lat. Z tej okazji, i aby zaprosić Państwa na urodzinowe wydarzenia współorganizowane przez Fundację im. Zbigniewa Herberta i Bibliotekę Narodową, zamieszczamy wybrane listy Herberta do Jana Józefa Szczepańskiego.

—Anna Romaniuk

31.V.56

Kochany Jasiu,

Pozostało jeszcze 100% artykułu
Plus Minus
Konsumpcjonistyczny szał: Boże Narodzenie ulubionym świętem postchrześcijańskiego świata
Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku