Piotr Zaremba: Smutny rok w polityce

Owszem, PiS sam ukręcił na siebie bat, ułatwiając władzy walkę z opozycją. Problem w tym, że obecna koalicja rządząca tego bata nadużywa.

Publikacja: 03.01.2025 15:00

Opozycjo, idziemy po was. Na zdjęciu minister sprawiedliwości Adam Bodnar, szef MSWiA Tomasz Siemoni

Opozycjo, idziemy po was. Na zdjęciu minister sprawiedliwości Adam Bodnar, szef MSWiA Tomasz Siemoniak, premier Donald Tusk po konferencji prasowej na temat komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich; Kancelaria Premiera, 5 czerwca 2024 r.

Foto: Paweł Supernak/pap

To było jedno z najsmutniejszych świąt Bożego Narodzenia w historii Polski”. Tytuł materiału zamieszczonego w portalu Onet wprawił mnie na moment w zaskoczenie. Kliknąłem i okazało się, że opis dotyczy Wigilii w roku 1939, po podbiciu Polski przez Niemcy Adolfa Hitlera.

Tyle że dla mnie wyjątkowo smutne były te święta i ten Nowy Rok. Oto znajdujemy inny tytuł, w Interii, portalu ani prawicowym, ani walczącym z obecnym rządem. „Co się dzieje z polskimi firmami? Spada rentowność, rośnie pesymizm”. Dalej czytamy: „Polskie firmy czarno widzą przyszłość, i nic dziwnego – w III kwartale br. zanotowały one spory spadek rentowności, a marże nadal są pod ogromną presją – piszą ekonomiści banku PKO BP. Najgorsza sytuacja panuje w przemyśle, gdzie – w zależności od branży – przedsiębiorcy mierzą się ze spadkiem przychodów o co najmniej 10 proc. w ujęciu rocznym. Czy 2025 rok przyniesie wyczekiwaną poprawę koniunktury?”.

Suche fakty, naga prawda. W kampanii wyborczej Donald Tusk zapowiadał ekonomiczne eldorado. Dziś większość mediów wspomina o drożyźnie, o kłopotach państwowych spółek i prywatnych firm, o trudnościach ze ściąganiem podatków. Pojawiają się skomplikowane tłumaczenia perturbacji, po części szuka się przyczyn poza Polską.

I nie byłoby to nawet dziwne, Polska nie jest jedynym krajem przeżywającym kłopoty (wspomnijmy o bogatszych od nas Niemczech). Tyle że w przeszłości partie dziś rządzące każdą trudność przypisywały rządowi Mateusza Morawieckiego albo Narodowemu Bankowi Polskiemu pod kierownictwem Adama Glapińskiego. W krytyce władzy ignorowano często takie globalne okoliczności, jak covid czy wojna, wraz ze związanym z nimi rwaniem ekonomicznych powiązań czy drożejącymi surowcami energetycznymi. Dziś nowa władza, jeśli w ogóle się tłumaczy, zasłania się nimi.

Czytaj więcej

Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski

15 godzin w kajdankach. Reaguje niewielu

Premier zdaje się prześlizgiwać nad pytaniem: który wskaźnik gospodarczy się polepszył po przyjściu centrolewicowej koalicji? Pomaga w tym nadanie rządowej agendzie wybitnie jednostronnego charakteru. Poza kilkoma momentami, kiedy rządzący byli zmuszeni się tłumaczyć z katastrof, których nie planowali (powódź, śmierć polskiego żołnierza na granicy z Białorusią), podstawowym ich zajęciem stało się rozliczanie na wszelkie sposoby ludzi PiS. Tusk sugerował kilka razy, że tak go ta powinność absorbuje, że na nic innego jego rząd nie ma czasu.

Czy robi to tylko z kalkulacji? Historyk Sławomir Cenckiewicz wyłowił w książce Tuska „Szczerze” z roku 2019 znamienny cytat. Polityk rozważał ucieczkę przed oskarżeniami o korupcję byłego premiera Macedonii. Zauważając skłonność polityków „nie tylko ze wschodniej Europy” do wsadzania poprzedników do więzienia, konkludował: „Nie jestem pewien, co jest prawdziwym powodem – potrzeba zemsty czy sprawiedliwości”. Dziennikarze liberalnych mediów debatują już teraz, jak straszna będzie zemsta Jarosława Kaczyńskiego, jeśli wróci do władzy. A co powiecie o odwecie Tuska? Tu i teraz.

Dopiero co obserwowaliśmy wysiłki prokuratury, aby zatrzymać w areszcie księdza Michała Olszewskiego i dwie dawne urzędniczki resortu Zbigniewa Ziobry. Z ustawianych przez wiceministra Marcina Romanowskiego konkursów na środki z Funduszu Sprawiedliwości uczyniono aferę stulecia. Padły oskarżenia o tworzenie zorganizowanej grupy przestępczej i o sprzeniewierzenie milionów złotych.

Nie zaplanowano tylko finału tej historii. Na razie pojawił się raport rzecznika praw obywatelskich Marcina Wiącka, który zbadał sprawę traktowania w areszcie księdza i dwóch urzędniczek. Dodajmy, to człowiek zgłoszony na urząd przez dziś koalicyjny PSL, wybrany za zgodą głównych sił politycznych.

Oto jego najważniejsze tezy. W odniesieniu do ks. Olszewskiego rzecznik potwierdził, że po zatrzymaniu duchowny był nieprzerwanie przez 15 godzin przesłuchiwany. Nie zapewniono mu możliwości odpoczynku ani nie miał dostępu do posiłku. Przez cały ten czas był skuty kajdankami, nawet w czasie przebywania w tzw. pomieszczeniach bezpiecznych, zapewniających ochronę pod nadzorem funkcjonariuszy ABW.

Profesor Wiącek ustalił, że w sprawie Urszuli D. nie dopuszczono obrońcy do udziału w czynności ogłoszenia postanowienia o przedstawieniu zarzutów i przesłuchania jej w charakterze podejrzanej. Kobietę pozbawiono prawa do obrony, które jej przysługiwało.

Z kolei Karolina K., druga z urzędniczek, była „manualnie sprawdzana” przez funkcjonariuszy mężczyzn, choć powinny to robić kobiety. Bezprawnie – bo bez stosownej decyzji dyrektora aresztu – umieszczono ją w celi izolacyjnej. Wobec całej trójki stosowano tzw. kajdanki zespolone, czyli zakładane na ręce i nogi – tak jak się to robi w stosunku do najgroźniejszych zatrzymanych, mogących w ułamku sekundy zrobić komuś krzywdę. Dodajmy, iż rzecznik nie miał łatwego zadania. Służby postarały się o zniknięcie takich dowodów jak nagrania.

Wiącek zakwestionował kwalifikowanie zdarzeń, jakie dotknęły aresztowanych, jako tortur. Takich określeń używali adwokaci i opozycja. Tak czy inaczej, raport powinien mieć miażdżące skutki. Czy odezwały się na jego temat głosy spoza prawicy? Wszak media bliskie Tuskowi uznawały stanowisko ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, broniącego postępowania służb, za oczywistość.

Przemówiło niewielu. Lewicowiec Piotr Ikonowicz ogłosił, że zatrzymywany nieraz w czasach PRL nigdy nie był poddany takiemu traktowaniu. Najmocniej zabrzmiał apel Patryka Słowika, dziennikarza liberalnego portalu Wirtualna Polska, skierowany wprost do Bodnara. „Dziś możliwości na stole są dwie. Pierwsza jest taka, że właśnie Pan wszczyna gigantyczną awanturę na szczytach władzy, a lada moment dowiemy się o postępowaniach dyscyplinarnych i karnych dla prokuratorów, funkcjonariuszy policji, ABW i Służby Więziennej. Druga możliwość jest taka, że jest Pan już po złej stronie”. Słowik przypomina, że wiele razy krytykował wymiar sprawiedliwości z czasów Ziobry i bronił Bodnara, choćby wtedy, gdy ten protestował jako rzecznik praw obywatelskich przeciw brutalnemu potraktowaniu przez policję podczas aresztowania mężczyzny podejrzanego o zabójstwo dziecka. Można nawet przypomnieć, że dzisiejsze wykorzystanie aresztów do eskalacji represji jest ułatwione przez zmiany prawne z czasów PiS. Tylko co z tego? Nawet jeśli wówczas nadużywano przewagi nad ludźmi podejrzanymi, w świetle prawa wciąż niewinnymi, tak głośny przypadek dręczenia aresztantów się nie zdarzył.

Granice politycznej konkurencji

Nie oczekuję wybuchu „gigantycznej awantury Bodnara”, choć zażądał on rutynowo wyjaśnień. Ktoś nazwał go w internecie Sancho Pansą Tuska. Chyba na taką rolę ten prawnik się trwale skazał. Przychodził, obiecując liberalizację: oddzielenie urzędu prokuratora generalnego od funkcji ministra czy skrócenie aresztów tymczasowych i ograniczenie przesłanek do nich. Dziś nic z tego nie zostało, skoro ręcznie sterowany wymiar sprawiedliwości ma obsługiwać politykę odwetu.

Miarodajna dla rządu jest reakcja szefa MSWiA Tomasza Siemoniaka. Jego rzecznik zarzucił rzecznikowi praw obywatelskich przekręcanie faktów. Sam minister „wyraził zdziwienie”. I zasugerował, że księdza trzymano w kajdankach tak długo, „żeby sobie czegoś nie zrobił”. Powiało językiem państwa niedemokratycznego.

I tu mamy już przełożenie na historię ucieczki byłego wiceministra Marcina Romanowskiego. Tak jak Katarynie, felietonistce „Plusa Minusa”, nie podoba mi się robienie z niego przez kręgi pisowskie bohatera. Co gorsza, wciąga to polską prawicę w zdradliwe zbliżenie z prorosyjskim premierem Węgier Viktorem Orbánem, który udzielił zbiegowi azylu. Ale Kataryna słusznie pisze: „Romanowski nie musi mnie przekonywać, że nie miał szans na uczciwy proces, bo o tym przekonała mnie prokuratura i politycy”. Ano właśnie, dopiero co Siemoniak i jego koledzy walczyli z „nieludzkim, pisowskim reżimem”.

Przy okazji doszło do nowego spektaklu: najścia policji na polecenie prokuratora na lubelski klasztor dominikanów. Choć służby miały już wiedzieć, że Romanowski jest na Węgrzech, szukały aktywisty Opus Dei w siedzibie liberalnego zakonu. Może to tylko świadectwo głupoty i nadgorliwości podwładnych Bodnara, co skądinąd jest tematem całej masy prześmiewczych memów. Wielu odbiera jednak ten absurdalny manewr jako kolejne pogrożenie Kościołowi w ramach ideologicznej rozgrywki.

Potępili tę akcję Monika Olejnik i Tomasz Terlikowski, częściej broniący rządu przed katolikami niż na odwrót. Mimo to nie spodziewam się konsekwencji służbowych wobec jej autorów (tak samo jak wobec sprawców dręczenia ks. Olszewskiego). Jesteśmy na zarządzonej przez Tuska wojnie, każde przyznanie się do błędu to ryzyko osłabienia determinacji aparatu, który ma ścigać, atakować, oskarżać. Ta frontowa atmosfera integruje też koalicję. Jej liderzy zaszli tak daleko, że nie mogą nawet pisnąć.

Postawić trzeba pytanie, czy w takich realiach możliwa jest wolna, demokratyczna konkurencja. Tusk i jego ludzie twierdzili, że nie było jej w roku 2019 czy 2020, kiedy na rzecz poprzedniej władzy pracowały media publiczne, a kampanię rządzących wspierano budżetowymi pieniędzmi. Tyle że dziś mamy do czynienia z represjami i próbą pozbawienia głównej partii opozycji budżetowego wsparcia. Niby w poniedziałek doszło do wolty po nieoczekiwanej zmianie decyzji PKW, ale Tusk zapowiada: „Pieniędzy nie ma i nie będzie”.

W miejsce pomagania sobie łokciami przez PiS nastąpiło przejęcie dominacji przez koalicję Tuska. W mediach publicznych dziennikarze prowadzący polityczne rozmowy wypraszają ze studia działaczy PiS, było już kilka takich sytuacji. Paweł Szefernaker, szef prezydenckiej kampanii kandydata PiS Karola Nawrockiego, ma mieć uchylony immunitet, bo grozi mu proces za powielenie w internecie legalnego spotu swojej partii (w 2018 r. podał dalej tweet z antyimigracyjnym materiałem PiS). Wniosek w tej sprawie był już odrzucony przez poprzedni parlament.

Polityka bywa coraz częściej uprawiana z pomocą prokuratorów, policji oraz dyspozycyjnych członków Państwowej Komisji Wyborczej. I znów, można twierdzić, że PiS sam ukręcił na siebie bat, wprowadzając do PKW polityków w miejsce sędziów. Ale co to zmienia?

Czytaj więcej

Piotr Zaremba: Polskie kłopoty z Donaldem Trumpem

Prawo: chaos i pułapki

Na dokładkę mamy do czynienia z galimatiasem, a nawet pomijaniem niewygodnych norm prawnych. PKW dopiero co uznawała Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego za uprawnioną do rozpatrywania odwołań od jej decyzji. Przez dwa ostatnie tygodnie jej nie uznawała, nagle znów zmieniła zdanie. Uchwałą rządu określa się, które orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego są nielegalne. Jan Rokita zauważa, że przy okazji uznawania wyroków za „wadliwe” tak jakby zawieszono, także uchwałą rządu, kilka artykułów konstytucji.

Skojarzenia ze wschodnim, postsowieckim modelem traktowania prawa nasuwają się same. Z większości mediów Polacy nie dowiedzą się nawet, że Komisja Wenecka sprzeciwia się wygaszaniu mandatów wszystkim członkom TK czy niepublikowaniu jego orzeczeń. To drugie już się dzieje. To pierwsze miałoby nastąpić po zdobyciu w maju przez polityka KO Rafała Trzaskowskiego prezydentury – dziś zmiany w Trybunale zawetowałby prezydent Duda. W czasach rządów PiS prawnicza elita każdy pomruk Komisji Weneckiej, doradczego organu Rady Europy, traktowała jak dogmat. Dziś większość milczy, poza prof. Ryszardem Piotrowskim. A antypisowscy „twardziele” typu prof. Wojciecha Sadurskiego zalecają, aby się opiniami Komisji „nie przejmować”.

Mamy tym samym do czynienia z pozbawieniem Polaków ochrony prawnej. O jej zakresie decydują wpisy premiera Tuska w serwisie X. Ale sprawa ma i inne konsekwencje. To nie jest już tylko odkręcanie zmian z czasów PiS wprowadzające prawny chaos. Rządzący przebąkują, że „nielegalność” Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN może być kluczem do unieważnienia wyborów prezydenckich.

Gotowego scenariusza unieważnienia zapewne nie ma, bo przecież Rafał Trzaskowski może zdobyć głosy większości bez żadnych sztuczek. Na razie to tylko element psychologicznej wojny. Ale gdyby wygrał kandydat prawicy, władze mogą sięgnąć do radykalnych trików. Tzw. liberalna demokracja może się zmienić w swoje przeciwieństwo. I może się to stać przy użyciu rozmaitych narzędzi. Polityczne sugestie o ewentualnej ingerencji Rosji w te wybory też mają swoją wagę. W Rumunii okazało się to skądinąd manipulacją, a jednak wybory unieważniono. Ludzie Tuska (znów Siemoniak) posunęli się do sugestii, że to dla nich przykład do naśladowania.

Czy zwykli Polacy nadążają za tym zamętem? Niekoniecznie. Sądzę, że przemawiają do nich silniej przywołane na początku realia społeczno-gospodarcze. Łącznie z wrażeniem, że celem nowego rządu stało się rozmontowanie lub spowolnienie projektów cywilizacyjnych z czasów PiS, takich jak Centralny Port Komunikacyjny czy energetyka jądrowa.

Z sondaży poparcia dla partii politycznych wyczytamy niewiele. W jednych KO wybija się na pierwsze miejsce. Z innych wyłania się perspektywa utraty przez nią władzy na rzecz ewentualnego bloku etatystycznej prawicy Kaczyńskiego i wolnorynkowej Konfederacji.

Według United Surveys (sondaż dla Wirtualnej Polski) krytycznie ocenia działania rządu Tuska aż 51,8 proc. Polaków. Zaledwie 39,3 proc. osądza je pozytywnie, z czego jedynie 4,5 proc. wystawiło gabinetowi notę „zdecydowanie dobrze”. Sugestywnie brzmi informacja, że aż 39,4 proc. ankietowanych twierdzi, że to rządy Mateusza Morawieckiego były dla nich lepsze. Tylko 30,2 proc. uważa, że lepiej żyje im się za Tuska. Z kolei CBOS informuje, że wzrosło niezadowolenie z kierunku zmian w kraju. W listopadzie o niedobrym kierunku zmian było przekonanych 47 proc. badanych, w grudniu – już 50 proc.

Co jest w tych warunkach szansą dla kandydata KO w wyborach prezydenckich? Po pierwsze, jego wizerunkowe oddzielenie od rządu. Gładki, zwykle uprzejmy Trzaskowski nie brał udziału w rządowych decyzjach i niewielki w przepychankach między ekipą Tuska i opozycją. Po drugie, utrzymujące się zniechęcenie wobec PiS, i to nawet wśród ludzi popierających wiele z tego, co rząd Morawieckiego robił lub chciał zrobić. Zniechęcenie podsycane, dodajmy, przez policyjno-prokuratorskie spektakle. Trzecią szansą jest wchodzenie obecnej władzy w skórę prawicy w najbardziej sondażowo oczywistych kwestiach. Ten rząd rozbija tradycyjną szkołę, szczypie Kościół i poza prawem gwarantuje niemal nieograniczony dostęp do aborcji. Równocześnie Tusk ogłasza się obrońcą granicy wschodniej, a Trzaskowski przedstawia się jako „gospodarczy patriota”, choć Klub Jagielloński przypomniał, że wcześniej odcinał się od tej formuły.

W wojowaniu prawicowym orężem Tusk posuwa się daleko. Jak wtedy, gdy na zamach w Magdeburgu (Saudyjczyk wjechał w tłum Niemców na świątecznym jarmarku) zareagował forsowaniem swoich pomysłów na ograniczenie prawa do azylu. Zażądał tweetem od PiS i od prezydenta Dudy, aby tego nie blokowali. Tusk doskonale wiedział, że prawica nie ma zamiaru oponować. Skorzystał z okazji, aby przypomnieć Polakom, że to za poprzednich rządów napłynęły do Polski, według narracji KO za sprawą korupcji, setki tysięcy przybyszów z Afryki i Azji. Ta wrzawa ustawia Tuska w roli polityka walczącego o ograniczenie imigracji, co część jego zwolenników przełyka z trudem, ale co z nienawiści do PiS przełknąć musi.

Gdy przypomnieć, że rząd Tuska nie próbował blokować unijnego paktu migracyjnego, a to on przesądzi o napływie masy nielegalnych imigrantów do Polski, ten podział się komplikuje. Ale lider KO zna reguły współczesnej polityki: trzeba krzyczeć jak najgłośniej. Trzaskowski posiadł tę umiejętność w mniejszym stopniu. Jego niekontrowersyjność bywa siłą, bywa i słabością. Ale się stara. Polityk nakazujący wcześniej zdejmowanie w stołecznych urzędach krzyży demonstruje nagle swoje związki z katolicyzmem. Czy to wystarczy, skoro prezes IPN Karol Nawrocki okazał się, jak na osobę w polityce świeżą, dość sprawnym kandydatem? Ugrzeczniona, mdła prekampania Trzaskowskiego nie porywa, ale to przedbiegi.

Dylematy Europy

Ijeszcze jedna uwaga. Manewry Tuska i Trzaskowskiego, dystansujących się na dokładkę od polityki klimatycznej Unii, to element doraźnej gry wyborczej, ale i pochodna dylematów większości unijnych elit.

Karolina Wigura z „Kultury Liberalnej” tak komentuje niemieckie wybory: „Podobną sytuację zaobserwować można w Niemczech po 2015 roku, gdy intensywność migracji przerosła możliwości psychologicznej absorpcji nowości przez jednostki. Czy istnieje odpowiedź na te wydarzenia inna niż głosowanie na populistów? Oczywiście. Nie jest to jednak ścieżka łatwa. Jest to ścieżka odważnego nazywania społecznych problemów po imieniu, ale bez rezygnacji z wartości jakie przyświecają niemieckiemu społeczeństwu po drugiej wojnie światowej”.

Czytaj więcej

To Donald Tusk i Adam Bodnar są autorami zjednoczenia PiS i Suwerennej Polski

Rzecz w tym, że mainstream, za którego reprezentantkę uważa się Wigura, wciąż nie potrafi wytłumaczyć, jaki jest „niepopulistyczny” pomysł na kłopoty ze zbyt masową imigracją. A jaki na taką politykę klimatyczną, żeby nie pociągnęła Europy na ekonomiczne dno, choćby w zderzeniu z USA Donalda Trumpa? Rzecz wykracza poza sztuczki z jednej kampanii. Więc co jest tylko trikiem Tuska, a co realną rewizją europejskiej politpoprawności, dowiemy się, niestety, dopiero po majowych wyborach prezydenckich. A to one zdecydują, kto będzie górą. Przejęcie już wszystkich instytucji i skrępowanie opozycji starymi i nowymi rygorami, typu ustawa o mowie nienawiści, może być skuteczne na lata.

Plus Minus
„Lipowo: Kto zabił?”: Karta siekiery na ręku
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Plus Minus
„Cykle”: Ćwiczenia z paradoksów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Justyna Pronobis-Szczylik: Odkrywanie sensu życia
Plus Minus
Brat esesman, matka folksdojczka i agent SB
Plus Minus
Szachy wróciły do domu