Coraz częściej mówi się o zawieszeniu broni w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Powodów jest wiele: wojna trwa już ponad 1000 dni, prezydent elekt Donald Trump zapowiedział, że zakończy wojnę jednym telefonem do Putina, idzie kolejna zima, politycy i opinia publiczna krajów przyjaznych Ukrainie są coraz bardziej znużeni kosztownym, przedłużającym się konfliktem. Do natychmiastowego pokoju wzywają Rosjanie i ich poplecznicy. Przyłączają się do nich „pożyteczni idioci”. Cała ta sytuacja wygląda z daleka bardzo niekorzystnie dla Ukrainy.
Putin, zwyczajem wszystkich swoich poprzedników, przedstawia się jako pokój miłująca ofiara, która wedle starego rosyjskiego powiedzenia (którego damie nie przystaje powtarzać), „je..e, ale płacze” – albo w innych wersjach na odwrót. Rosja nie chce wojny, w którą została nie wiadomo w jaki sposób i po co wciągnięta. Najbardziej na świecie pragnie pokoju, a do tego potrzebna jest tylko zgoda Ukrainy, czyli Wołodymyra Zełenskiego, żeby zajęte przez Rosję wschodnie tereny Ukrainy weszły w skład Federacji Rosyjskiej (oczywiście po przeprowadzeniu referendum), a Krym pozostał „na razie, może na 20 lat” pod kontrolą międzynarodową, czyli urzędników i sił ONZ czy OBWE, kontrolowanych przez Rosję z pomocą paru afrykańskich krajów, może też Iranu czy Korei Północnej. Jest oczywiste, że gdyby Zełenskiego zmuszono do podpisania takiego rozejmu, zostałby w kilka tygodni obalony przez słusznie oburzony lud i zastąpiony – wbrew woli ludu – przez ukraińską marionetkę Rosji, kogoś w rodzaju Łukaszenki, którego zadaniem byłoby przeprowadzenie „normalizacji”, czyli ogólnonarodowej czystki.
Czytaj więcej
Gdy Donald Trump mówi, że pokój jest najważniejszy i po co bić się o jakieś niezbyt istotne terytoria, nie rozumie, że Ukraińcy walczą o to, by nie zostać wessanymi przez Rosję. Przez jej dziką cywilizację. To samo dzieje się na ulicach Tbilisi.
Gdyby przyjrzeć się sytuacji z bliska, można lepiej zrozumieć, dlaczego Putin wypuszcza w świat swojego gołąbka pokoju, grożąc przy tym użyciem broni nuklearnej. W odróżnieniu od politologów i geopolityków na Zachodzie wie, jaka jest sytuacja w Rosji. A jest ona tragiczna.