Podziwiam bohaterstwo Ilji Ponomariowa. Od śmierci Nawalnego jest zapewne najniebezpieczniejszym przeciwnikiem Putina. Nie tylko przewodzi zorganizowanemu przez siebie rosyjskiemu Kongresowi Deputowanych Ludowych, jest rzecznikiem Rosjan walczących w Ukrainie po stronie Kijowa, ale zabiega też o to, by na terenie zajętego przez Ukraińców obwodu kurskiego zainstalować nowe, niezależne od Kremla rosyjskie władze. Miałby to być przyczółek Wolnej Rosji, wymarzonej przez Ponomariowa i jego politycznych przyjaciół nowej Republiki Rosyjskiej, wolnej od oligarchii i brutalnej władzy KGB-owskich szajek, demokratycznej, pokojowej i przyjaznej wobec Zachodu. Czy taki cud mógłby się w ogóle wydarzyć? Ponomariow tłumaczy, że jest to możliwe, tylko trzeba pokonać reżim, odsunąć od władzy elity, których naród jest zakładnikiem. I nie ma innej drogi do tego celu niż rewolucja.
Ilia Ponomariow rozumie to, czym jest polityczna zmiana w Rosji
Znając historię Rosji, trudno się z tym nie zgodzić; dzieje imperium znaczone są całym katalogiem zamachów stanu, powstań i buntów. Można wręcz dowodzić, że brutalność politycznej zmiany jest zakodowana w rosyjskim DNA, że inaczej się nie da. Choć, tu kolejny ukłon w stronę historii, wypada pamiętać, że większość insurekcji była nieudana, a ich liderzy byli tępieni w sposób najgorszy z możliwych. I na tym właśnie polega bohaterstwo Ponomariowa; lider Kongresu Deputowanych Ludowych jawnie igra z historią, a stawką tej gry jest jego i jego najbliższych życie. Przekonał się o tym zresztą już kilkakrotnie. Przeżył cztery zamachy, także całkiem niedawno, bo 1 sierpnia tego roku, kremlowscy wojskowi zaatakowali jego dom w Kijowie dronem. Szczęśliwie nikt nie zginął, choć Ilja Ponomariow, jego żona i dziecko, byli w tym czasie w budynku.
Czytaj więcej
Władze Ukrainy prędzej czy później będą musiały zadecydować o przyszłości kontrolowanej przez Kijów części Rosji. Czy Ukraińcy powierzą zarządzanie regionem rosyjskiej opozycji demokratycznej?
Dziś, kiedy piszę ten tekst, Ilja Ponomariow jest ponoć w Waszyngtonie i zabiega o wsparcie Amerykanów, ale jego oferta przejęcia kontroli nad obwodem kurskim przez administrację Białych Rosjan leży na biurku Zełenskiego. Czy taki pomysł ma szansę? Nie należy tego wykluczyć, choć, trzeba to powtarzać bez ustanku, nie znamy do końca strategicznych celów akcji ukraińskich wojskowych w rejonie Kurska. Nie wiemy, jaki jest zamysł i w jakiej perspektywie czasu przewidziany. Czy chodzi tylko o mobilizację własnej i światowej opinii publicznej do wiary w sens ukraińskiego oporu? A może to szukanie karty przetargowej w zbliżających się negocjacjach? Odciążenie frontu w bardziej newralgicznych miejscach? Albo zamaskowanie przygotowań do ofensywy na terenach okupowanych? Nie wiemy. Trudno wejść do głów ukraińskich generałów czy samego Zełenskiego. Zostaje nam obserwacja. Pewnie dość szybko się okaże, który ze scenariuszy jest prawdziwy.
Wołodymyr Zełenski może zgodzić się na plan Ilji Ponomariowa
Niemniej, niezależnie od celu, ukraińscy liderzy też muszą kalkulować, co zrobić z zajętym terenem. Jeśli nie dojdzie do negocjacji, mogą wycofać żołnierzy na terytorium Ukrainy albo, o ile ukraińskie wojsko się tam utrzyma, budować na terenie obwodu kurskiego zręby jakiejś nowej, nieokupacyjnej administracji. Gdyby nad rejonem zawisła biało-niebiesko-biała flaga Wolnej Rosji, byłby to niezwykły sukces Ponomariowa oraz jego ekipy i celny cios zadany Putinowi. Ten świetnie to zresztą rozumie, dlatego postawił swoim wojskowym cel – odzyskanie regionu do 1 października. Można się więc spodziewać rosyjskiej kontrakcji i ciężkich walk, chyba że wcześniej dojdzie jednak do zawieszenia broni.