Wudającej się do Paryża delegacji, złożonej z ośmiu senatorów i pięciu reprezentantów szlachty, przeważali koroniarze. Przewodniczył jej doświadczony dyplomata, biskup poznański Adam Konarski, a członkowie poselstwa – co podkreślają badacze – byli znakomicie wykształceni i biegle władali nie tylko łaciną, ale także językami nowożytnymi, w tym również francuskim. Większość stanowili katolicy. Do Paryża jednak delegacja przybyła w nieco okrojonym składzie. Dwaj bowiem katoliccy senatorowie, kasztelan wojnicki Jan Tęczyński oraz raciąski Stanisław Kryski, którzy usiłowali na własną rękę dotrzeć przed innymi do Francji drogą morską, zostali zatrzymani przez Duńczyków w cieśninie Sund i zmuszeni do powrotu do Gdańska.
Pozostali delegaci wybrali drogę lądową przez kraje niemieckie, „napełniwszy całe Niemcy sławą imienia swego i okazałością”. Jechali do Francji zaopatrzeni m.in. w dekret elekcyjny oraz instrukcję opisującą oczekiwania wobec nowo wybranego monarchy – warunki i zobowiązania osobiste (pacta conventa), które powinien potwierdzić przysięgą, by umowie stało się zadość. Choć członkowie delegacji, wedle Stanisława Płazy, „wzajemnie sobie nie ufali”, to na ogół w czasie swej misji działali zgodnie, mając na uwadze przede wszystkim interes Rzeczypospolitej. Kwestią, która zasadniczo ich różniła, był stosunek do zapisów konfederacji warszawskiej.
Czytaj więcej
„Czas odczuwalny. Proust i doświadczenie literackie” Julii Kristevej wprowadza nas w kulisy cyklu o poszukiwaniu czasu. Zaskakują fragmenty na temat przemyśleń pisarza o doznaniach religijjnych i środowisku homoseksualnym.
Misja w Paryżu
Konflikt o wolność wyznania, który omal nie doprowadził do rozbicia elekcji, prawie natychmiast po jej zakończeniu odżył z całą mocą i miał istotny wpływ na przebieg poselstwa oraz komunikację z nowym monarchą i jego otoczeniem. Już 20 maja 1573 roku, a więc zaledwie cztery dni po wyborze Henryka, arcybiskup Jakub Uchański, oprotestowawszy po raz kolejny postanowienia dotyczące swobód religijnych, rozpoczął energiczną akcję, by nie dopuścić do zaprzysiężenia artykułów przez nowego monarchę. Wspierany przez ordynariusza kujawskiego, prymas naciskał na biskupa Adama Konarskiego oraz świeckich katolików – członków delegacji. Szukał też pomocy u dostojników kościelnych we Francji. Równie wielką determinację przejawiali protestanci, usiłujący zaopatrzyć swoich delegatów w odpowiednio mocne argumenty za zapisami o pokoju wyznaniowym, których zaprzysiężenie miało być warunkiem przekazania Henrykowi dekretu elekcyjnego.
Od samego więc niemal początku wiadomo było, że misja w Paryżu nie będzie łatwa, choć zapewne nie spodziewano się, iż negocjacje dotyczące konfederacji religijnej będą miały aż tak dramatyczny przebieg, jak miał to pokazać dalszy rozwój wypadków. Różnice opinii wśród polskich posłów – „zgubny, hańbiący dla imienia polskiego i piekielny spór”, jak je określił Świętosław Orzelski – były na rękę francuskim dyplomatom, którzy usiłowali pomniejszyć znaczenie obietnic składanych przed elekcją w imieniu swojego kandydata, w tym również deklaracji dotyczących gwarancji pokoju wyznaniowego. I dopiero ostra reakcja Jana Zborowskiego, któremu tradycja przypisała skierowane bezpośrednio do Henryka słowa „si non iurabis, non regnabis” (jeśli nie przysięgniesz, nie będziesz panował), uświadomiła Walezjuszowi i jego doradcom wagę zawartego przy elekcji kontraktu. Mimo to dwór francuski nie zamierzał ustępować w sprawie przysięgi sankcjonującej pokój religijny, a przy okazji próbował zakwestionować prawomocność wszystkich artykułów. Argumenty podawane przez Francuzów niewiele się różniły od racji rodzimych oponentów – podnoszono głównie fakt, że dokument uchwalony został przez zjazd, który miał prawo zająć się jedynie wyborem króla.