Irena Lasota: Koty i inne takie

Szałamow, komentując opowiadanie Sołżenicyna, stwierdził, że to dziwne, że występuje tam kot, skoro ostatnie koty zjedzono w Gułagu już w 1938 r.

Publikacja: 19.07.2024 17:00

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Tak już z nami bywa, że cierpienia zwierząt wywołują w nas czasem więcej współczucia niż cierpienia ludzi – nierzadko równie niewinnych, co konie czy jelonki. Na pewno wyjaśniali to już na różne sposoby psychologowie, ale mnie nie przestaje to jednak zadziwiać (co jest czymś innym niż dziwić).

Na filmach, dokumentalnych i fabularnych, przyzwyczailiśmy się już widzieć poobrywane głowy, ręce czy nogi, i już niewielu z nas zasłania oczy nawet na widok wykłutego oka. Wystarczy jednak, że widzimy zmasakrowanego konia, zwłaszcza jeszcze żywego, i wydajemy zbiorowy jęk. Nie ma znaczenia, że czołówka filmu głosi, że żadne zwierzę nie było skrzywdzone w czasie kręcenia, ale tak czy owak jęczymy. Głośniej, gdy widzimy skrwawione szczenię czy owieczkę, ciszej, gdy pies jest stary, a krowa gruba i brudna. W zależności od danej kultury wzdrygamy się na widok zastrzelonego jelenia, wilka czy niedźwiedzia. Wolimy nie oglądać konającej od trutki myszy, ale ze szczurami już tak nie jest.

Czytaj więcej

Irena Lasota: Dlaczego mogę nie zagłosować w wyborach na prezydenta USA

Wiemy skądinąd, że ludzkie istoty, obu płci, bywają wykorzystywane przez niecnych reżyserów i producentów i po to mamy ruch #MeToo, ale wara od zwierząt. I słusznie, bo one naprawdę są bezbronne.

Właśnie dowiedzieliśmy się z niezależnej gazety „The Moscow Times” (wychodzącej w Amsterdamie, zarejestrowanej w Rosji jako agent obcego państwa i w związku z tym blokowanej w internecie), że władze autonomicznej republiki Tatarstanu organizują szczególny zaciąg na wojnę z Ukrainą. Ochotnicy dostaną jednorazowo zawrotną sumę równoważną 17 tys. dol. (średnia miesięczna pensja wynosi tam niecałe 200 dol. netto), „znaleźne” za przyprowadzenie kandydata do wojska (cokolwiek to może znaczyć) wynosi zaś ponad 1 tys. dol. Natomiast bez żadnej materialnej nagrody wzywa się do oddawania kotów na front. Podobno w okopach, gdzie siedzą rosyjscy żołnierze, jest zatrzęsienie myszy i szczurów, które nie tylko roznoszą zarazki, wyjadają niewielkie racje żywnościowe, ale i nie dają żołnierzom spokojnie zażywać przyjemności uczestniczenia w sprawiedliwej wojnie.

Może transferem kotów na front ukraiński powinna się zająć UNCAHP, czyli oenzetowska agencja ochrony zwierząt?

Oczywiście można by się zastanowić, jaki to ma sens przewozić koty (i kotki) 1500 km na zachód z Kazania do Doniecka. I ktoś w Kazaniu zadał to pytanie w telewizji. I dostał odpowiedź. Otóż koty, które pojechałyby na front, byłyby miłymi, ciepłymi, domowymi, bardzo kocimi kotami. Podporą dla naszych żołnierzy. A jak objaśnił inicjator 12-godzinnego teletonu zachęcającego do wyjazdu do okupowanej Ukrainy, nijaki Władimir Małygin, koty w obwodzie donieckim i ługańskim są ludojadami i hienami: „Koty w Doniecku też są kotami, ale niestety wolą biegać po polach, gdzie jest dużo, jak wiadomo, martwych żołnierzy”. Ja bym tego Małygina też zarejestrowała jako agenta NATO i Ukrainy.

Czytaj więcej

Irena Lasota: My ze spalonych wsi

By dalej ciągnąć ten nieapetyczny temat, można się też zastanowić, jak za kilka miesięcy będą wyglądały kazańskie Mruczki i Marusie. Czy będą nocą zajadały się w okopach szczurami i myszami, a w ciągu dnia tuliły do stęsknionych ciepła żołnierzy? Czy zginą od bomb i pocisków artyleryjskich? A może będą wolały biegać ze starszymi kolegami po polach? A może…

Po opublikowaniu przez Sołżenicyna w 1962 r. przełomowego w dziejach ustroju sowieckiego opowiadania „Jeden dzień w życiu Iwana Denisowicza” wypowiedział się na ten temat inny pisarz, też zakazany, Warłam Szałamow. Obaj – Sołżenicyn i Szałamow – byli więźniami Gułagu i obaj są najlepszymi kronikarzami tych komunistycznych obozów koncentracyjnych. Należy czytać obu. Są jednak inni i dlatego doskonale się uzupełniają. Ale za sobą nie przepadali. „Opowiadania kołymskie” są o wiele brutalniejsze niż proza Sołżenicyna. Szałamow spędził o wiele więcej lat w obozach (skazany trzykrotnie) i to najostrzejszego reżimu. Akcja opowiadania Sołżenicyna ma miejsce na początku lat 50. w jednym z obozów Gułagu. A jednym z komentarzy Szałamowa było, że dziwne, że występuje tam kot (chyba Waśka), skoro ostatnie koty zjedzono w Gułagu już w 1938 r.

Może transferem kotów na front ukraiński powinna się zająć UNCAHP, czyli oenzetowska agencja ochrony zwierząt?

Tak już z nami bywa, że cierpienia zwierząt wywołują w nas czasem więcej współczucia niż cierpienia ludzi – nierzadko równie niewinnych, co konie czy jelonki. Na pewno wyjaśniali to już na różne sposoby psychologowie, ale mnie nie przestaje to jednak zadziwiać (co jest czymś innym niż dziwić).

Na filmach, dokumentalnych i fabularnych, przyzwyczailiśmy się już widzieć poobrywane głowy, ręce czy nogi, i już niewielu z nas zasłania oczy nawet na widok wykłutego oka. Wystarczy jednak, że widzimy zmasakrowanego konia, zwłaszcza jeszcze żywego, i wydajemy zbiorowy jęk. Nie ma znaczenia, że czołówka filmu głosi, że żadne zwierzę nie było skrzywdzone w czasie kręcenia, ale tak czy owak jęczymy. Głośniej, gdy widzimy skrwawione szczenię czy owieczkę, ciszej, gdy pies jest stary, a krowa gruba i brudna. W zależności od danej kultury wzdrygamy się na widok zastrzelonego jelenia, wilka czy niedźwiedzia. Wolimy nie oglądać konającej od trutki myszy, ale ze szczurami już tak nie jest.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Jan Maciejewski: Tego ci nie powiem
Plus Minus
Czy USA potrzebują trenera Tima Walza
Plus Minus
Miasto bitwy o Niemcy
Plus Minus
Kim jesteś, 15-latku?
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
film
„Strange Darling”: Nagi instynkt w dobie #metoo
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki