Jako pierwszą polecam książkę Piotra Pazdeja „Ostatnia sarna na ziemi”. To książkowy debiut autora i tym, co zaskakuje w jego opowiadaniach, jest zapis rzeczywistości – jakby to był nasz realistyczny świat, a zarazem nie. Chyba dlatego że większość tekstów ma za tło Polskę, ale nie tę współczesną, tylko przyszłą, po jakimś kataklizmie. Wojna? Katastrofa klimatyczna? Wirus? Nie wiadomo. Taka dziwna przestrzeń, ale sugestywnie opisana. Ciekawie też zarysowane są w tych opowiadaniach relacje między ojcem a synem.
Po postapokaliptycznych emocjach chciałem trochę odreagować i sięgnąłem po zbiór jednego z moich ulubionych autorów Ivo Andricia (1892–1975). Przeczytałem raz jeszcze opowiadanie „Przeklęte podwórze”, którego akcja dzieje się w tureckim więzieniu. Jeden z bohaterów, bośniacki mnich, spotyka tam Turka Ciamila, zagadkowego młodzieńca, i zaprzyjaźnia się z nim. Okazuje się, że Ciamil jest badaczem historii i utożsamia się z żyjącym w średniowieczu sułtanem Dżemem, co sprowadza na niego podejrzenie udziału w antysułtańskim spisku, za co trafia za kratki. Przejmujące studium samotności, szaleństwa i wykluczenia. Jak dla mnie – najwyższa półka.
Czytaj więcej
W trudnych czasach powinniśmy zadbać o zdrowie psychiczne. Z pomocą idą nam różne lektury.
Obejrzałem też drugą część „Diuny”. Już po pierwszej uznałem, że to świetna adaptacja książki Franka Herberta, którą czytałem jeszcze w PRL-u. Wtedy wielu z nas myślało, że są tylko dwa tomy, nie wiedzieliśmy, że powstają kolejne... Dla nas ten Frank Herbert to był jakiś nieosiągalny klasyk z innego świata. Kapitalne zdjęcia pustynnej planety. No i nie ma przerostu efektów specjalnych nad fabułą, krajobrazem i tradycyjnym sposobem filmowania. Film ogląda się spokojnie, chociaż akcja jest wartka. Polecam nie tylko miłośnikom „Diuny”.
Ostatnio z wycieczki do Aten przywiozłem sobie płytę zespołu Aphrodite’s Child „It’s Five O’Clock”. To był zespół, który tworzyli trzej greccy artyści, znani później z solowych dokonań: Demis Roussos, wokalista, Vangelis Papathanassiou na klawiszach i Loukas Sideras na bębnach. Wydali wspólnie kilka płyt, a „It’s Five O’Clock” była druga. Jeśli ktoś lubi progresywne granie w stylu Procol Harum, dużo organów Hammonda, melodyjny wokal, to taka muzyka na pewno mu się spodoba. Po niej Aphrodite’s Child nagrali jeszcze swoje arcydzieło – płytę opartą na Apokalipsie św. Jana pt. „666”, też świetną, a potem się rozpadli. Później Demis Roussos stał się popularnym piosenkarzem, a Vangelis zrobił wielką karierę jako multiinstrumentalista, kompozytor i mistrz muzyki elektronicznej. Z tego tria żyje jeszcze Sideras, dwaj pozostali niestety zmarli. Odeszli do Edenu – rockowego oczywiście.