Niemal półtora miliona ludzi przed ekranami telefonów i telewizorów, przeszło 2 miliony policjantów w stanie pogotowia, jedna z kluczowych prowincji na granicy stanu wyjątkowego oraz sąsiedni kraj pouczony i zdyscyplinowany do działania – to bieżący bilans gorączki, o jaką przyprawił rząd Indii charyzmatyczny samozwańczy kaznodzieja Amritpal Singh. Zaledwie 30-letni Singh w ciągu ostatniego roku wyrósł na lidera sikhijskich separatystów, którym marzy się Khalistan, „kraina” czy „ziemia” Czystych – mająca przypuszczalnie obejmować zlokalizowaną u północno-zachodnich rubieży Indii prowincję Pendżab.
Starsi Hindusi mogą mieć déjà vu. – To, co widzimy dziś w Pendżabie, zdecydowanie każe myśleć, że wracamy do mrocznych czasów partyzantki. Panuje atmosfera strachu – mówił w rozmowie ze stacją BBC były szef policji w Pendżabie. Inni mitygują. – Nawet jeśli sentyment dla separatyzmu całkowicie nie umarł, utracił jednak poparcie społeczne jeszcze w latach 90. Nie każdy w tym stanie wspiera ludzi takich jak Amritpal Singh i ich żądzę działań opartych na przemocy. To wciąż niewielki ułamek populacji – ripostował szefowi policji naukowiec z lokalnego Guru Nanak Dev University, profesor Parminder Singh (trudno o sikha, który nie nazywałby się Singh).
Jak to zwykle bywa, wiele teraz zależy od postępowania władz stanu i całego kraju: im brutalniejsza będzie ich odpowiedź na pełzającą rebelię młodego kaznodziei, tym bardziej pęcznieć będą szeregi jego zwolenników. Jednocześnie odżywający sikhijski separatyzm to klarowny sygnał dla władz w New Delhi, że „szafranowa fala” – jak określa się hinduistyczny nacjonalistyczny nurt w polityce, którego heroldem jest premier Narendra Modi i jego Bharatiya Janata Party (BJP) – wzniosła się już chyba zbyt wysoko jak na wieloetniczny i wieloreligijny subkontynent.
Czytaj więcej
Jeszcze dwa lata temu Joe Biden nazywał egipskiego prezydenta ulubionym dyktatorem Trumpa. Dziś musi sobie wydeptać nowe ścieżki do pałacu Sisiego. Bo bez wiedzy Egipcjan niewiele się na Bliskim Wschodzie dzieje.
Influencer, kaznodzieja, trochę talib
Jallupur Khera jest wioską, jakich w Pendżabie setki: dwa tysiące mieszkańców, z pewną przewagą mężczyzn, niejeden w ostatnich dekadach uciekł stąd do dalekiego Dubaju czy Wielkiej Brytanii. Rzadka, najwyżej jednopiętrowa zabudowa, kilka szerokich i zapylonych ulic przecinających miejscowość. Tam właśnie urodził się Amritpal Singh – trzecie dziecko religijnej familii sikhów, których krewniacy rządzili wioską od lat.