Hiroszima jest jak miasto u ujścia Amazonki. Przecinają je liczne ramiona wartkiej, spływającej z gór deszczowej rzeki Ōta. Legenda głosi, że w jej odmętach żyją podobne do człowieka potwory Kappa. Nocami wychodzą z przybrzeżnego błota, by straszyć dzieci. Mimo dużo bardziej potwornej tragedii z końca ostatniej wojny do dziś tutejsze matki strofują niesforne potomstwo, że Kappa przyjdzie i je porwie, by zgubić w granatowych falach rzeki.
Czytaj więcej
Wielkie miasta Azji to kosmos. Każdy, kto próbuje zmierzyć się z tym żywiołem, odnosząc go do naszych, europejskich realiów czy wyobrażeń, jest w błędzie. Bredzi, nie wie, o czym mówi.
Główny nurt Ōty rozdziela się nad miastem na kilka ramion, a te, od niepamiętnych czasów wyrywają się jak palce rozcapierzonej dłoni w stronę morza. Lokalni daimyō, panowie feudalni, z rodu Mōri wybudowali na jej wysokim brzegu wielki zamek. Wielopiętrowa konstrukcja była jednak w rękach rodziny krótko, niecałą dekadę. Wszystko przez to, że Terumoto Mōri, głowa rodu, zawarł niewłaściwe sojusze. W 1600 r., kiedy wschodnia armia Ieyasu Tokugawy zbliżała się do Sekigahary, głowa rodu Mōri, Terumoto, sprzymierzył się ze śmiertelnym wrogiem przyszłego sioguna, Mitsunarim Ishidą. Co prawda w wielkiej bitwie, która na stulecia rozstrzygnęła o losach Japonii, udziału nie wziął, ale jako sojusznik Ishidy został przez zwycięzcę pozbawiony większości swoich ziem.
To w sumie paradoks, bo oddziały Terumoto w bitwie nie walczyły. Co więcej, tokijscy historycy uważają, że gdyby klan Mōri dołączył się do sił Ishidy, bitwa mogłaby wyglądać inaczej, a Tokugawa, zamiast zostać siogunem, mógł położyć głowę na łąkach równiny Sekigahara. Historia potoczyła się jak potoczyła; siogun, którego ród miał panować nad ojczyzną wschodzącego słońca do rewolucji Meiji w 1867 r., nie wykazał się łaską i Hiroszima przechodziła z rąk do rąk przez kolejne stulecia.
W XIX wieku stała się ważnym miastem portowym, a potem bazą cesarskiej floty. W sierpniu 1945 r. stacjonował tu 40-tysięczny garnizon, stocznia Mitsubishi produkowała statki wojenne, a w szkole marynarki uczyły się setki kadetów, przyszłych oficerów cesarskiej floty.