Bogusław Chrabota: W środku głowy tyrana

Co dzieje się w głowie dyktatora, tyrana, kiedy staje się zagrożeniem dla swojego otoczenia, kraju, ojczyzny?

Publikacja: 10.06.2022 17:00

Bogusław Chrabota: W środku głowy tyrana

Foto: AFP

Czy stać go, jeśli nie na elementarny sceptycyzm, to przynajmniej na realizm? Czy jest w stanie mentalnie wykonać krok wstecz, cofnąć rękę wyciągniętą do złożenia podpisu na dekrecie o samobójstwie własnym czy świata, choćby tym światem był tylko kraj, miasto, Kancelaria Rzeszy? I co rozstrzyga o tym, czy ów racjonalny impuls jest możliwy? Skala osiągniętego wcześniej sukcesu, stopień zaawansowania megalomanii czy poziom osobistego szaleństwa?

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Pracują boty w Kijowie

Koniec kwietnia 1945 r. w Berlinie. Hitler mieszka w Kancelarii Rzeszy od stycznia. Wprowadził się tu po klęsce w Ardenach. Tu snuł kolejne plany organizowania obrony Niemiec i skutecznego kontrataku. Nie było w tym żadnej militarnej logiki. Wiedzieli o tym generałowie, ale dyktator wciąż się mamił rojeniami o wunderwaffe. W połowie kwietnia, kiedy Rosjanie przełamali linię Odry, mógł jeszcze się ewakuować, podjął jednak decyzję o zejściu do bunkra. Wokół płonęła jego Tysiącletnia Rzesza, której dane było trwać ledwie 12 lat. Wystarczył jego jeden gest, jedna trzeźwa decyzja i mógłby uratować przynajmniej część germańskiego dziedzictwa, w imię którego rozpętał tę wojnę. Ale nie był do tego zdolny. Odwrotnie, wydał rozkaz o „spalonej ziemi”; w ręce aliantów miały wpaść tylko gruzy.

20 kwietnia Sowieci zamknęli oblężenie Berlina. Los Führera był przesądzony. A jednak nie zamierzał się poddać ani ratować resztek stolicy. Oszczędzić tysiące dzieci i starców broniących przed czołgami przedmieść Berlina. Miał w głowie tylko jedno: „Niech ten świat spłonie razem ze mną”. „Skoro mnie zawiódł, niech przepadnie”. Nie znalazł się też nikt z wiernej do końca załogi bunkra, kto by pociągnął za spust i w ten sposób próbował ratować losy ojczyzny. Stauffenberg nie miał w bunkrze naśladowców. Hitler spłonął razem ze swoją stolicą.

Marzec 1953 roku, Kuncewo pod Moskwą. Stalin jest na szczycie. Pozycja dyktatora jest niepodważalna. Wygrał wojnę i właśnie szykuje się do kolejnej. Przed chwilą dokonał niemożliwego; poszerzył imperium do rozmiarów, o których nie marzyli carowie. Kolejne czystki wyeliminowały konkurentów do władzy. Już myśli o następnych; to dla niego tylko technologia władzy. Po żydowskich lekarzach przyjdzie czas na najbliższych towarzyszy. Świetnie to rozumieją Chruszczow, Beria, Malenkow i Bułganin. Do dziś triumfują teorie spiskowe zrzucające na nich odpowiedzialność za zamach. Ale mogło być i tak, że generalissimus dostał udaru, a najbliżsi nie wezwali pomocy. To też morderstwo. W obronie własnej, a może całego świata.

Świat mógłby dziś wyglądać inaczej. Nie umiał się zatrzymać. Nikt z nich nie umiał. Wszyscy dali się ponieść rumakom historii i wszyscy skończyli tragicznie.

Wiele wieków wcześniej w Babilonie podobnie umarł inny człowiek. 10 czerwca 323 roku przed Chrystusem po krótkiej chorobie odszedł Aleksander Macedoński. Był panem Grecji i Wschodu, ale było mu tego mało. Właśnie szykował wyprawę do Arabii, a potem – przy łasce bogów (ci zwykle byli mu łaskawi) chciał się wyprawić na zachód, do Italii. W wieku 32 lat nie był już złotowłosym bohaterem swojego pokolenia. Wojny, sukcesy i alkohol zrobiły z niego krwawego tyrana. Podobnie jak Stalin rządził za pomocą czystek i terroru. Późniejsi diadochowie mieli powody, by dodać mu cykuty do wina. W trosce o losy swoje, armii i świata. Do dziś zastanawiamy się, czy byli na tyle odważni.

I jeszcze jeden skok, dzięki cudownemu wehikułowi czasu, jakim jest ręka piszącego. Bonaparte uciekający w końcu lutego 1815 roku z Elby. Dostał po nosie pod Lipskiem, zmuszono go do abdykacji, internowano, ale nie zabiło to jego marzeń o powrocie do czasów chwały. Na prostą logikę nie ma szans. Ma przeciwko sobie cały świat. A jednak decyduje się na powrót. Zaczyna się epopeja jego 100 dni. A potem czerwiec. Teoretycznie pod Waterloo ma szanse. To jednak tylko iluzja. Otoczony przez wrogów musi przegrać. Ale decyduje się na walkę i wysyła do grobu ponad 20 tysięcy najlepszych wiarusów.

Nikt nie próbuje go zatrzymać. Nie pociąga za spust. A i on dziwnie łatwo się poddaje. Idzie jak cielę za brytyjskim triumfatorem. Daje się zapakować na statek, by dogorywać na odległym brzegu św. Heleny. Co ma w głowie? Mordercze szaleństwo do samego końca, jak Adolf Hitler? Megalomańską determinację ukochanego dziecka fortuny, jak Stalin czy Aleksander? Czystą gorycz porażki? A może drążący serce jad żalu, że nie zginął w nurtach Elstery bądź na polach Waterloo? Czy pomyślał o tych chwilach, kiedy jeszcze mógł, wręcz powinien się zatrzymać? Wycofać na zachód po Borodino. Albo spod Moskwy. Uratowałby cesarstwo. Zachował koronę. Świat mógłby dziś wyglądać inaczej. Nie umiał się zatrzymać. Nikt z nich nie umiał. Wszyscy dali się ponieść rumakom historii i wszyscy skończyli tragicznie.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Pekin nie zapomni Jermaka Timofiejewicza

Dlaczego więc z Putinem miałoby być inaczej? Tym bardziej że nie dorównuje im wielkością. Od dawna stoi na progu porażki, choć wciąż nie wiadomo, jak skończy. I co ma w głowie? Czyją figurę losu powtórzy? Tego jeszcze nie wiemy. Wiemy tylko, że przegra, a jego pamięć będzie jak hańba. I znów pytanie: jak wielka hańba? Czy zniszczy tylko swoją ojczyznę i sąsiedzką Ukrainę? Czy w zgliszcza zamieni cały świat? Co ma w głowie i czy zadrży mu ręka? A może już pod jego drzwiami stoi wnuk Berii? Odważniejszy niż otoczenie Hitlera? Nie mamy na to wpływu. Ale jest nadzieja, że zobaczymy.

Plus Minus
Co można wyczytać z priorytetów prezydencji przygotowanych przez polski rząd? Niewiele
Plus Minus
Po co organizowane są plebiscyty na słowo roku? I jakie słowa wygrywały w innych krajach
Plus Minus
Gianfranco Rosi. Artysta, który wciąż ma nadzieję
Plus Minus
„Rozmowy o ludziach i pisaniu”. Dojmujące milczenie telefonu w domu
Plus Minus
„Trojka” Izabeli Morskiej. Tożsamość i groza w cieniu Rosji
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego