I z niezwykłą mocą przychodzi to sobie uświadomić w czasie wojny w Ukrainie. Codziennie docierają do nas tysiące informacji, filmów, obrazków, cytatów. Setki ekspertów analizuje je, poddaje obróbce i przekazuje dalej jako poważne ekspertyzy. Nie brak także intelektualistów, którzy poddają te medialne półfabrykaty dalszej obróbce i przekazują jako ideowe wyjaśniania współczesności. I tak to się kręci, budując coraz mocniejsze przekonanie, że wiemy, co dzieje się na tej wojnie, rozumiemy wiele z jej aspektów i możemy spokojnie przyglądać się, jak Ukraińcy dają łupnia Rosjanom, względnie zamartwiać się, kiedy Putin uderzy na Polskę. Obie postawy są z punktu widzenia mediów równie opłacalne, bo sprzyjają śledzeniu ich stron, odświeżaniu „tablic" i zwiększaniu klikalności.
Czytaj więcej
Jeśli ktoś szuka dowodów na błyskawiczną laicyzację w Polsce, to trudno o lepszą niż sytuacja z d...
Co jakiś czas jednak dochodzi do nas mocny przekaz, że tak w gruncie rzeczy to o tej wojnie wiemy naprawdę niewiele. Jakie są straty ukraińskie? Gdzie naprawdę toczą się walki i jaki jest ich realny przebieg? To tylko dwa z pytań, na które nie poznamy odpowiedzi, bo tak się składa, że oznaczałaby ona niemożność prowadzenia działań wojskowych. To zatem, co dostajemy, jest zazwyczaj propagandą (świetnie przez ukraińską stronę podaną), a nie realną informacją. Ogromna większość komentarzy zaś opiera się właśnie na tej propagandzie, a nie na rzetelnych informacjach.
To zatem, co dostajemy, jest zazwyczaj propagandą (świetnie przez ukraińską stronę podaną), a nie realną informacją. Ogromna większość komentarzy zaś opiera się właśnie na tej propagandzie, a nie na rzetelnych informacjach.
I żeby nie było wątpliwości, nie jest to zarzut wobec Ukraińców. Współczesna wojna to także, a niekiedy przede wszystkim, starcie komunikacyjne. Oni muszą nie tylko utwierdzać swoich obywateli w obronie, ale też pokazywać światu swoją bohaterską twarz. Nie mają innego wyjścia. Ujawnianie prawdziwych danych byłoby wojskowym i politycznym strzałem w kolano, a może i w głowę. Problemem jest nie tyle to, że oni to robią, ile to, że współczesne, goniące za newsem media ten jednostronny, wykreowany przekaz analizują jako rzeczywistość. Z kolei owi eksperci budują niekiedy swoje narracje, siedząc w domach i czytając media społecznościowe. A przecież jest jasne, że tej wojny nie wygrają traktory podprowadzające rosyjskie czołgi, tylko nowoczesna broń dostarczona przez państwa NATO.