To jedna z wielu dramatycznych relacji o brutalnych wojennych gwałtach, jakich masowo dopuszczają się na Ukrainie rosyjscy żołnierze. I wcale nie odosobniona, bo dla rosyjskich okupantów gwałt jest po prostu jednym z wielu sposobów upokarzania walczącej Ukrainy. Dlatego rosyjscy żołnierze gwałcą brutalnie, zbiorowo, nierzadko na oczach dzieci, a jeśli żołnierz ma szczęście i mąż kobiety jest na miejscu – także na jego oczach. Ma mocno boleć, nie tylko fizycznie, i nie tylko zgwałconą kobietę. Nie próbuję sobie nawet wyobrażać, co przeszły uciekinierki z piekła, a one same nie zawsze chcą o tym pamiętać. Staram się to uszanować, bo też co można powiedzieć komuś, kto już przeżył niewyobrażalne?
Czytaj więcej
Marcin Rola: „Z nieoficjalnych źródeł otrzymałem informację, że zbanowali nas za zajmowanie się »aferą respiratorową«, czyli w Polsce, jak widać, cenzuruje się dziennikarzy za uprawianie dziennikarstwa. Przypomnijcie sobie, gdzie podobnie było w historii. Totalna kompromitacja służb".
I wtedy wchodzą oni, cali na biało. Prawnicy Ordo Iuris z dociekliwymi pytaniami, ile cudzoziemek od wybuchu wojny przeszło w Polsce zabieg przerywania ciąży z gwałtu i czy na pewno w każdej sprawie zadbano o opinię prokuratora. Bo choć polskie prawo dopuszcza aborcję w przypadku „uzasadnionego podejrzenia, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego", to każdorazowo musi być w tej sprawie decyzja prokuratora. To on po przeprowadzeniu postępowania rozstrzyga, czy ofiara wystarczająco uprawdopodobniła zaistnienie przestępstwa. Jeśli kobieta nie ma skończonych 15 lat, to przysługuje jej aborcja praktycznie na życzenie, bo seks z nieletnią zawsze jest przestępstwem. Nawet jeśli doszło do niego za obopólną zgodą, a „sprawca" jest jej rówieśnikiem. Ale już pełnoletnia kobieta, która padła ofiarą gwałtu, musi to przed prokuratorem uprawdopodobnić. A jeśli trafi na takiego, który zechce skorzystać z przyznanej mu nieformalnie klauzuli sumienia, to na skorzystanie z legalnej aborcji w świetle polskiego prawa nie ma praktycznie szans, bo śledztwo zawsze można przecież przewlekać. A to z powodów religijnych, a to ze strachu przed przełożonymi, albo też z czystej złośliwości. W praktyce prokurator wobec zgwałconej kobiety ma władzę tylko trochę ograniczoną, a wobec straumatyzowanej uchodźczyni wojennej – ma właściwie władzę absolutną.
Jeśli kobieta nie ma skończonych 15 lat, to przysługuje jej aborcja praktycznie na życzenie, bo seks z nieletnią zawsze jest przestępstwem. Nawet jeśli doszło do niego za obopólną zgodą, a „sprawca" jest jej rówieśnikiem. Ale już pełnoletnia kobieta, która padła ofiarą gwałtu, musi to przed prokuratorem uprawdopodobnić.
Nietrudno sobie wyobrazić, jakie będą dalsze kroki Ordo Iuris, jeśli tylko uda się wykazać, że w którymś z takich przypadków prokurator wydał decyzję pochopnie, bo uwierzył ofierze na słowo, nie mając żadnej realnej możliwości zweryfikowania jej relacji. Kolejny już dwa razy się zastanowi, zanim potraktuje inną ofiarę po ludzku. Czy nie o to chodzi?