Majowie swe ofiary rekrutowali w toku sportowej rywalizacji. Ten, który zwyciężał, był fetowany najpierw przez trzy dni, wystawiano dla niego uczty, urządzano zabawy. A po tych trzech dniach jego serce ofiarowywano bogu. Rozumieli oni, że bogu należy się to, co najlepsze. Serce najszybciej tłoczące krew w żyły, należące do najlepszego spośród nich. Aztekowie doszli w swej wiedzy chyba jeszcze dalej – swoje ofiary przebierali za bóstwa, tak by stały się ich wizerunkami. Dla ich boga nad bogami, Titlacauany, już rok wcześniej wybierali najpiękniejszego, najzdolniejszego spośród wszystkich mężczyzn. Przez 12 miesięcy żył on jak król, co ja mówię, jak bóg. Nie tylko ucztował z najlepszymi, ale na ulicach padano przed nim na kolana. Oddawano mu cześć. Po czym rozkładano jego ciało na ołtarzu, kapłan wbijał w sam środek jego piersi obsydianowy lub kamienny grot. Do powstałego otworu wkładał rękę, wyjmował bijące jeszcze serce – najlepsze, najbardziej szlachetne spośród bijących w promieniu wielu kilometrów – i składaj je w ofierze Słońcu.
Czytaj więcej
Podobno zgodne zeznania dwóch świadków są przeważającym dowodem dla każdego sądu. Przyjmijmy tę metodę, tyleż staroświecką, co wiarygodną, i przyznajmy to wreszcie otwarcie: na początku była pieśń. Zeznania obu potwierdzających tę wersję naocznych świadków zdarzenia zgadzają się w tym jednym miejscu, choć różnią co do detali. Ale zgodnie z regułami sztuki kryminalistycznej – tym bardziej powinniśmy im wierzyć. To oznacza, że nie doszło po drodze do żadnego mataczenia, wezwani przed sąd nie próbowali przed rozprawą uzgadniać między sobą wspólnej wersji. Opowiedzieli tylko o tym, co zobaczyli i usłyszeli. Jeśli sedno jest to samo, to każda poboczna różnica, odbiegająca od siebie okoliczność, tylko je potwierdza.
Kiedy Chrystus w ostatnich chwilach swego życia prosił Boga, żeby wybaczył jego oprawcom, bo ci nie wiedzą, co czynią, chodziło Mu chyba również o to, że coś innego wiedzieli oni bardzo dobrze. Ich wiedza nie była niepełna, tylko przeterminowana. Postępowali rzetelnie według bardzo starych, szacownych reguł. Skąd mogli wiedzieć, że właśnie w tej chwili ulegają one odwróceniu. A ich pomyłka była tym bardziej uzasadniona, że do tej wielkiej neutralizacji, zniesienia starych praw doszło w sposób tak bardzo podobny do tego, w jaki zawsze dotąd one działały. Od samego założenia świata. Skąd mogli wiedzieć, że Ten, którego zabijają, nie tylko mówił o Sobie, że jest Bogiem, nie przebierał się za niego tak, jak robili to Aztekowie ze swoimi wybrańcami, ale był Nim naprawdę. Wiedzieli pewnie – w tamtym czasie była to w Jerozolimie wiedza dość powszechna – że był sprawiedliwy. Że w ciągu ostatnich trzech lat zrobił wiele dobrego, uzdrawiał, pocieszał, a nawet wskrzeszał. Miał na pewno w ich oczach dobre serce, dlaczego więc nie miałoby być ono złożone w ofierze?
Skąd mogli wiedzieć, że Ten, którego zabijają, nie tylko mówił o Sobie, że jest Bogiem, nie przebierał się za niego tak, jak robili to Aztekowie ze swoimi wybrańcami, ale był Nim naprawdę. Wiedzieli pewnie – w tamtym czasie była to w Jerozolimie wiedza dość powszechna – że był sprawiedliwy.
Oni sami oczywiście nie myśleli w ten sposób. Ta wiedza była tak głęboka, że sama kierowała całym tym procesem. Procesem przed Piłatem, Kajfaszem, Annaszem, procesem biczowania i skazania na śmierć. Wszystko poszło tak sprawnie – z procesowego i technicznego punktu widzenia – ponieważ tak dokładnie każdy element pasował tu do starego, odwiecznego schematu. Tego, który w stanie czystym zachował się i wykrystalizował w Ameryce Południowej. Zdawał sobie chyba z tego sprawę również Mel Gibson, który zaraz po „Pasji" nakręcił „Apocalypto" – rzecz o ofiarach z ludzi składanych swym bogom przez Majów. Próbkę tych wszystkich pasji, które zniosła i unieważniła ta jedna Pasja. Wpasowując się tak dokładnie w tamten schemat, ujawniła go i jednocześnie rozsadziła od środka.