Następne kilka dni spędziliśmy, zwiedzając piwnice sąsiadów. Cudzoziemcy tego nie zrozumieją, ale my swoje mieszkania już znamy, teraz postanowiliśmy posiedzieć trochę w piwnicach. Przytulnie, owszem, w kilkanaście osób na sześciu metrach, ale trochę nudno, zwłaszcza dzieci marudziły. Kiedy chwilowo karnawałowe szaleństwa ucichły, wyszliśmy na ulicę. I wtedy pojawiła się propozycja wyjazdu all inclusive. Oferta, nie powiem, korzystna, bo darmowa, ale mężczyzn nie biorą. No trudno, pomyślałam, Sasza domu popilnuje, zwłaszcza, że nam ściana z połową sypialni odpadła – ech, ci budowlańcy – a ja z dzieciakami wypocznę.
Czytaj więcej
Nie mówię, że bezpodstawny, ale jednak wrodzony pesymizm każe mnie podejrzewać, że będzie – jak się mówi w nowej polszczyźnie – business as usual. Nie od razu, ale świat znajdzie sposoby, by to sobie zracjonalizować. Konkretnie wiele miliardów dolarów, przepraszam, wiele miliardów sposobów.
Samochód zapalił. Niestety, zapalił kilka dni temu i to na tyle skutecznie, że poznaliśmy go po tablicy rejestracyjnej. No trudno, pojedziemy pociągiem, bo niebo zajęte. Okazało się, że nie my jedni o tych wczasach słyszeliśmy, na dworcu tłumy, jakby w centrum handlowym telewizory rozdawali. Dwa dni nam zeszły na próbach dostania się do pociągu, ale to nic, koleżanki zdążyłam poznać. Jula Krawczenko z naszej firmy to tak się na ten wyjazd napaliła, że wybiegła na peron jak stała. Uczciwie powiedziawszy, wiele więcej wziąć nie mogła, bo im się mieszkanie spaliło. Opowiadała, że bombowo było.
Te wczasy to okazało się w Polsce są. Trochę szkoda, że nie w Turcji, tam cieplej, no, ale darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. W pociągu było trochę jak w piwnicy, okazało się, że to nieprawda, że w przedziale nie zmieści się 18 osób. Zmieści się, tylko trzeba dzieci na półkach z bagażami trzymać. Trzy dni podróży minęły jak z bicza strzelił, a pociąg zatrzymał się nie w samym kurorcie, tylko 40 kilometrów przed. Dobrze nam zrobi rozprostowanie kości po tylu dniach siedzenia. Okazało się, że to jeszcze nie Polska, tylko granica. Dzieci marudne troszkę były, zwłaszcza po 12 godzinach spaceru. No i wózek mi się do pociągu nie zmieścił, musiałam Maszę nieść cały czas na rękach, a to już prawie trzylatka, więc swoje waży. Jakoś dałam radę donieść i Maszę, i walizkę, jak to dobrze, że mało rzeczy wzięłam. Maksim wszystko, co swoje, niósł w plecaku, dzielny synek.
Polacy, nie mogę powiedzieć, bardzo mili ludzie. Z miejsca dali jeść i pić, dzieciom po zabawce, a mnie środki antykoncepcyjne i ulotkę o aborcji, od razu widać, że Europa. Przyjęli nas w Warszawie po królewsku. Pamiętasz, Saszka, jak byliśmy w podróży poślubnej na all inclusive w Egipcie? To tu jest tak samo, tylko lepiej. Tam mieliśmy jedną łazienkę, tu mamy trzy! Wyobrażasz sobie, trzy łazienki?! Owszem, na 1200 osób, bo my w hali mieszkamy, ale jednak. Wiesz, to nawet lepiej, że w hali, bo w kupie raźniej, a my trochę się o ciebie martwimy, dodzwonić się do ciebie od czterech dni nie można, a mówią, że nasz Mariupol zniszczony.