Przemówienie Putina z 21 lutego przejdzie do historii jako jedno z najważniejszych przemówień politycznych naszej ery. W ciągu 45 minut prezydent Rosji przedstawił swoja wizję historii i świata. Można powiedzieć, że dziesiątki książek napisanych o Putinie zostały streszczone przez niego w czymś, co się nazywało przekazem do narodu, ale było przekazem do świata. Brakowało tylko przypisów, które by odnotowały, którą myśl wziął od kogo, który zwrot zaczerpnął z podręczników KGB, które wyrażenie było wyrazem jego przekonań, a co było tylko groźbą. To przemówienie powinno być starannie przetłumaczone i optymiści mogą mieć nadzieję, że będzie ono jednym z dowodów w przyszłym procesie Putina i jego współpracowników przed Międzynarodowym Trybunałem – niestety, nie wiadomo tylko jakim i którym, bo we wszystkich istniejących, podwiązanych pod ONZ, Rosja i inny zbrodniarz międzynarodowy Chiny mają prawo weta.
Czytaj więcej
O prywatnym Stalinie – co najmniej do lat 70. XX w. – było wiadomo niewiele. Nie tylko dlatego, ż...
ONZ, tak jak i OBWE, na którego czele stoi obecnie Polska, okazały się w tym konflikcie – i w każdym innym dotyczącym Rosji – bezużytecznymi, bardzo kosztownymi organizacjami. Jedynym sensownym głosem, który zabrzmiał dziś w ONZ i spotkał się z szerokim echem, było wystąpienie ambasadora Kenii Martina Kimaniego, który przypomniał, że państwa afrykańskie w imię pokoju zgodziły się w okresie dekolonizacji na zakreślone bez ich zgody granice. Do dziś te granice są daleko niedoskonałe, rozdzielają ludzi mówiących tym samym językiem, tej samej narodowości, tej samej religii i w słowach ambasadora Kimaniego można było usłyszeć niepokój o to, co będzie się działo w Afryce, jeśli świat zgodzi się na to, że granice są pojęciem względnym. Na szczęście przynależność do Unii Europejskiej i NATO wyciszyła większość roszczeń terytorialnych w Europie.
Do dziś te granice są daleko niedoskonałe, rozdzielają ludzi mówiących tym samym językiem, tej samej narodowości, tej samej religii i w słowach ambasadora Kimaniego można było usłyszeć niepokój o to, co będzie się działo w Afryce, jeśli świat zgodzi się na to, że granice są pojęciem względnym.
W ramach szukania poloników weszłam na stronę „Poland in the UN", mając nadzieję, że znajdę tam coś mocnego na temat rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ale znalazłam notę, że „rośnie zainteresowanie polskiego biznesu zamówieniami publicznymi ONZ" i że następnego dnia przedstawiciel Polski zabierze głos na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ „w obronie wolności i fundamentalnych zasad...". To może jest smutne, ale nie przerażające, jak tytuł „Gazety Wyborczej" z tego samego dnia „Kłamstwa PiS i kłamstwa Putina w jednym stały domu". Nie wiem, kim jest autorka tego tekstu, Eliza Michalik, ale podejrzewam, że choć wielu ważnych redaktorów „GW" ucieszyło się z tego tekstu, to żaden z nich nie byłby na tyle oddany sprawie, by podpisać się pod takim tytułem właśnie w dniu, w którym Putin ogłasza swoje antycywilizacyjne credo. Przeczytałam, że poza różnymi zawijasami politycznymi pani Michalik była oskarżona prawie 20 lat temu o plagiat z artykułu Hanny Harasimowicz-Grodeckiej (którą znałam i podziwiałam w 2003 roku jako członka naszej „brygady" walczącej o wolne wybory w Azerbejdżanie), i pomyślałam, że w myśleniu politycznym granica między plagiatem i naśladownictwem jest płynna i że niecałe dwa tygodnie przedtem ukazał się w „Krytyce Politycznej", a przedtem gdzieś tam po angielsku, tekst „Czego chce Putin? Rozmowa z Adamem Michnikiem" i już w pierwszym akapicie dzielny redaktor naczelny porównał Putina do Kaczyńskiego.