Wybrał zielone, oszalałe od przyrody, bukoliczne Włochy, gdzie nigdy nic nie wydaje się do końca przemyślane, przepracowane ani dokończone. Gdzie fundamenty, fragmenty ścian, kawałki dachów domów są z różnej epoki. Gdzie romański cios ściga się z gotycką cegłą, a fragment rzymskiego portyku z epoki Antoniuszy staje się tylko fragmentem większego założenia architektonicznego późniejszej o 1,5 tysiąca lat renesansowej kompozycji. Gdzie kipiący od bogactwa włoski barok zderza się z kostropatym i wolnym od jakichkolwiek estetycznych ambicji, ciężkim jak wiejska stodoła frontonem XIII-wiecznego kościoła franciszkanów w Arezzo.