Konserwatyści zwykli bronić tego, co jest. Istniejąca rzeczywistość, choć wysoce niedoskonała, wydawała im się zawsze o wiele lepszym punktem oparcia niż śmiałe plany jej przebudowy. Ojczyzną wierzących w nią jest bowiem fikcja. To tylko spisane przez filozofów lub innych bajarzy pobożne życzenia. Papier, jak wiadomo, przyjmie wszystko. Mając do wyboru rzeczywistość lub zmyślenie, konserwatyści wybierali zawsze rzeczywistość. A przynajmniej tak było do niedawna. Aż coś się zmieniło, pękło. Wielu wczorajszych konserwatystów – zbyt wielu, by uznać to za przypadek – ruszyło na barykady. Nie mówią już o ochronie istniejącego porządku ani o potrzebie zachowania ciągłości. Przeciwnie: chcą gruntownie zmienić otaczający nas świat; wepchnąć go z powrotem w koleiny, z których (jakoby) wypadł. Pragną kontrrewolucji.