Lech Kaczyński, czyli państwo bez kompleksów

Niespecjalnie chciał i umiał pływać w pianie współczesności. Właśnie dlatego, że traktował sprawy publiczne tak poważnie

Publikacja: 16.04.2010 20:21

Lech Kaczyński, czyli państwo bez kompleksów

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Skala żałoby narodowej po tragedii 10 kwietnia zaskoczyła wszystkich. Ma ona charakter ceremonii, w której wspólnota utwierdza swoją tożsamość. Żal po utracie wybitnych rodaków stanowi także manifestację pamięci o nich, a więc próbę ocalenia tego, co zostawili najlepszego, wpisania ich życia i działania w nasze narodowe dzieje, w długie trwanie wspólnoty. W tym sensie uroczystości związane z ich śmiercią są ich wielkim sukcesem. Byli to ludzie służby publicznej poświęcający swoje życie wspólnocie. Żałoba po nich jest objawem silnej więzi narodowej, tożsamości, o którą tragicznie zmarli zabiegali na co dzień.

Życie ludzi, zwłaszcza wybitnych, zawsze coś znaczy. Działalność tych, którzy zginęli przed tygodniem w Katyniu, pozostawiła ślad. Powinniśmy zrekonstruować ich przesłanie, spróbować zrozumieć, czemu poświęcili życie. To będzie wobec nich hołd największy. Niestety, można obserwować obracanie przez media narodowej żałoby w swoisty kicz. Pisał o tym na naszych łamach Paweł Lisicki. Mamy już takie doświadczenia w odniesieniu do pamięci o Janie Pawle II. Można je sprowadzić do formuły: kremówki – tak; encykliki – nie. A choć rys ludzkiej zwyczajności pomaga przybliżyć nam także postacie wybitne, to ich wielkość nie na tym polegała.

Można odnieść wrażenie, że media, które nie mogą sobie dać rady z tym fenomenem, usiłują przyciąć wielkość, zminimalizować ją, sprowadzić do swojego wymiaru. W wypadku Lecha Kaczyńskiego mamy do czynienia z jeszcze jednym rysem tej sprawy. Prezydent traktował politykę niezwykle serio. Jego powaga czyniła go tym wdzięczniejszym obiektem niewybrednych dowcipów. Żyjemy w epoce prześmiewczej, w której do dobrego tonu należy wykpiwanie spraw poważnych. Ponieważ rzeczywistość nie znosi próżni, na ich miejsce wynoszeni są idole popkultury. Skoro jednak wyśmiewana była powaga i osoba ją reprezentująca, to dziś ci, którzy to robili, mają kłopot z powrotem do istotnego przekazu prezydenta w pozytywnym kontekście. A musimy to zrobić, jeśli rzeczywiście chcemy ocalić o nim pamięć. Należy uwolnić go od karykaturalnego wizerunku, który wykreowali jego przeciwnicy, a podchwyciła pop-kultura.

[srodtytul]Co znaczy państwowiec[/srodtytul]

Lech Kaczyński przypominał postacie z Polski międzywojennej, które nazywano państwowcami, czyli ludzi, którzy poświęcili się służbie państwu. Niektórzy z nas mieli jeszcze szczęście spotkać ich na emigracji, np. w kręgu „Kultury” paryskiej. Za ich personifikację uznać można twórcę i szefa tego ośrodka Jerzego Giedroycia. Taką osobą był prezydent Polski na obczyźnie Ryszard Kaczorowski, który również zginął w wypadku w Katyniu.

Postawa taka opiera się na szeregu założeń. Uznaje, że polityka jest zajęciem szlachetnym, tym, co Arystoteles nazywał roztropnym zabieganiem o dobro wspólne. Zakłada więc, że człowiek dojrzewać może wyłącznie we wspólnocie. Poczucie lojalności wobec niej nazywamy patriotyzmem. Wspólnotę taką stanowią nie tylko aktualnie żyjący. To łańcuch pokoleń, który pozwala nam przekroczyć doraźność naszej egzystencji i wpisuje nas w długie trwanie: zakorzenia w przeszłości i otwiera perspektywę przyszłości.

Wspólnotę, którą nazywamy ojczyzną, otrzymaliśmy od generacji naszych przodków. To oni poświęcali się i pracowali, aby wypełnić jej obecną materialną i niematerialną treść. I dlatego dziedzicząc ją, przejmujemy również zobowiązanie wobec pokoleń przyszłych, aby to dobro wspólne przekazać im w jak najlepszym stanie.

Postawa państwowca zakłada, że instytucją, której naród potrzebuje do swojego istnienia, jest państwo. Może przetrwać bez niego, ale będzie to bytowanie trudne i kalekie. Stan państwa ma fundamentalne znaczenie dla jakości życia jego obywateli. Ma istotny wpływ na ich dobrobyt, ale także na ich godność, poczucie wartości. Formuje ich, warunkuje, ale także jest ich świadectwem.

[srodtytul]Przeciw patologiom III RP[/srodtytul]

Droga państwowej służby Lecha Kaczyńskiego zaczyna się od działalności w opozycji, a zwłaszcza w „Solidarności”. Jest to heroiczny i niezwykły w skali światowej ruch; odbudowa polskiej wspólnoty. Polacy samoorganizują się, przeciwstawiając się wywłaszczającemu ich z podmiotowości totalitarnemu, niesuwerennemu państwu.

Gdy jednak po obaleniu komunizmu elity ogłaszają, że właściwie jedyną rzeczą, jaka pozostaje Polakom do zrobienia, jest uwolnienie mechanizmów rynkowych, które już samoczynnie przywrócą w naszym kraju normalność, Lech Kaczyński wie, że to jednostronna i niebezpieczna utopia. Nawet wolny rynek potrzebuje ram państwa i prawa, a bez tego łatwo wyradza się w swoje przeciwieństwo rządzone przemocą. A istnienie zbiorowości to nie tylko rynek.

Istotna dygresja. Kiedy mówimy o postawie i poglądach Lecha Kaczyńskiego, w rzeczywistości mówimy o poglądach braci Kaczyńskich. Byli osobnymi podmiotami. Każdy z nich miał własne życie i karierę polityczną. Były one jednak ze sobą ściśle związane. Swoje myślenie polityczne wypracowywali wspólnie. Dlatego tak oburzające są dziś próby przeciwstawiania sobie ich osób. Gdy mówimy o Lechu Kaczyńskim, nie możemy zapomnieć o jego bracie, z którym działał razem i wspólnie stawiał czoła wyzwaniom rzeczywistości.

Gdy w początkach lat 90. królowało przeświadczenie, że samorzutne mechanizmy wszystko w naszym kraju załatwią, Lech Kaczyński widział pod osłoną tego pozoru grę interesów, działanie silnych, którzy zaczynają zawłaszczać kraj. Wiedział, że bez odbudowy zdrowych instytucji państwa zostanie ono przejęte przez możniejszych.

Fundamentalnym rysem jego charakteru była odwaga. Pokazał ją w działalności opozycyjnej, zademonstrował w Gruzji, ale udowadniał ją na co dzień, przeciwstawiając się obiegowym półprawdom i stereotypom, narażając na atak dominujących grup opiniotwórczych, za którymi stały potężne interesy.

Po zwycięstwie wyborczym Lecha Wałęsy w urzędzie prezydenckim krótko zajmował się kwestią ze swojej perspektywy najważniejszą – bezpieczeństwem narodowym. Odchodzi, gdy okazuje się, że w tej kwestii nie może nic rzeczywiście zrobić. Wie dobrze, że znowu usypiani jesteśmy mrzonkami o wiecznym bezpieczeństwie, gdy źródła napięć między państwami nie wygasły i musimy być silni, aby nie stać się marionetką w grach silnych tego świata.

Jako szef NIK, najważniejszej instytucji kontrolnej państwa, obserwuje nawarstwiające się patologie w niereformowalnym państwie. Wówczas może tylko bić na alarm. Nabytą wówczas wiedzę wykorzystać może jako minister sprawiedliwości, kiedy błyskawicznie zyskuje popularność walczącego o sprawiedliwość szeryfa. Ta krótkotrwała kadencja otworzy mu perspektywę najważniejszych urzędów w państwie.

[srodtytul]Fundamentalna idea sprawiedliwości[/srodtytul]

Idea sprawiedliwości jest fundamentalna dla Lecha Kaczyńskiego. Również w tym okazuje się spadkobiercą klasycznej myśli politycznej. Zgodnie z nią sprawiedliwość to oddawanie każdemu tego, co się mu należy. Jest ona opoką prawdziwej wspólnoty i przeciwstawia ją wspólnotom występnym, np. bandom zbójców, które także rządzą się jakimiś regułami. Dlatego prawo państwa musi wynikać ze sprawiedliwości. Oderwane od niej – co postulował pozytywizm prawny dominujący w Polsce zwłaszcza po upadku komunizmu – staje się martwym zapisem.

Postać szeryfa w popularnej kulturze amerykańskiej, która zawojowała świat, jest uosobieniem człowieka walczącego, często samotnie, o sprawiedliwość, a więc przywracającego światu ludzkiemu elementarny ład. Fakt, że wizerunek taki uzyskał Lech Kaczyński, dużo mówi nam zarówno o nim samym, jak i rzeczywistości polskiej pod koniec ubiegłego wieku. Brak poczucia sprawiedliwości był wówczas dojmujący. Jego efektem był również brak bezpieczeństwa. Wpływowi, żyjący w swoich strzeżonych zonach i mogący łatwiej uzyskać interwencję państwowych służb, nie czuli go tak jak zwyczajni obywatele. To dla nich działanie przeciw przestępczości nowego ministra miało tak wielkie znaczenie.

Lech Kaczyński był zresztą przeciwnikiem ideologicznej, modnej wówczas (i ciągle), liberalnej wykładni prawa, która eksponowała kategorię resocjalizacji. Zgodnie z klasycznym ujęciem prawa naruszenie jego norm, a więc złamanie zasad regulujących życie wspólnoty, podlega karze, która jest „sprawiedliwym odwetem”. Kara przywraca porządek społeczny i stoi na jego straży, gdyż sam człowiek jest niedoskonały, wydany pokusom i generalnie raczej niezdolny do sprostania wyższym, moralnym standardom. Cywilizuje go kultura, która określa reguły i normy działania człowieka w zbiorowości.

Eksponowanie na plan pierwszy resocjalizacji zakłada, że przyczyną przestępstwa jest społeczna ułomność, a jej naprawa przywraca zagubioną jednostkę zbiorowości. W praktyce społecznej prowadzi to do akcentowania praw przestępców kosztem ofiar, a konsekwencje tego obserwować mogliśmy w Polsce pokomunistycznej. A to o interes ofiar, a więc zwykłych obywateli, upominał się Lech Kaczyński. Było to zresztą znamienne dla jego poglądów. Wspólnota miała dbać także o los tych najbardziej pokrzywdzonych, wyrównywać szanse. W tym równościowym nastawieniu upatrywano socjalistyczny rys postawy Lecha Kaczyńskiego.

[srodtytul]Potrzeba moralnego ładu [/srodtytul]

Ale sprawiedliwość to kategoria znacznie szersza niż wymiar sprawiedliwości, którym zajmuje się jeden z departamentów państwa. To ład moralny, którego wyrazem instytucjonalnym winien się stać porządek prawny. To rozpoznanie w rzeczywistości społecznej dobra i zła, symboliczne wskazanie wzorców i antywzorców. I dlatego polityka historyczna Lecha Kaczyńskiego zarówno jako prezydenta Warszawy, jak i później jako prezydenta państwa odwoływała się także do fundamentalnej zasady sprawiedliwości i była konsekwencją jego politycznych poglądów. Miała przywrócić sprawiedliwość naszej pamięci, a więc temu, co realne, co naprawdę mamy. Temu służyły budowa Muzeum Powstania Warszawskiego i odznaczanie ludzi zasłużonych dla naszej wolności i niepodległości.

Muzeum, które stało się wielkim sukcesem, jest hołdem tym, którzy złożyli naszej wspólnocie ofiarę największą – życie. A pamięć jest niezbędna tak dla istnienia osoby ludzkiej, jak i wspólnoty. Pamięć uporządkowana wedle wartości.

Wspólnota narodowa istnieje dzięki wzajemnej lojalności osób, które się w niej rozpoznają, dzięki skłonności do wzajemnych wyrzeczeń, a nawet poświęceń. Jeśli zbiorowość nie potrafi uznać i choćby symbolicznie wynagrodzić owych poświęceń – traci busolę moralną. Jeśli nie odróżnia bohaterów od zdrajców – zatraca podstawowy instynkt moralny, który pozwala jej przetrwać. Przestaje istnieć jako wspólnota.

Dlatego polityka historyczna nie jest poświęcaniem czasu przeszłości, w której, przecież, nic już nie jesteśmy w stanie zmienić. Jest działalnością nastawioną na teraźniejszość i przyszłość. Przywraca nam pamięć i wskazuje postawy godne. Kult bohaterów nie jest nawoływaniem do umierania, ale wskazaniem, że wobec wspólnoty, dzięki której istniejemy, powinno nas być stać na poświęcenie. W sytuacji skrajnej nawet poświęcenie życia. Tylko że poświęcenie to ma służyć życiu właśnie.

[srodtytul]Przeciw kompleksom[/srodtytul]

W swoim działaniu Lech Kaczyński naraził się ogromnej liczbie wpływowych ludzi i środowisk. Atakowany był z pasją i nienawiścią. Fałszowano jego przekaz i budowano karykaturę jego wizerunku. Przedstawiano go jako polityka archaicznego, nierozumiejącego współczesności, zakompleksionego. Rzeczywistość wygląda radykalnie odmiennie.

Lech Kaczyński usiłował nas wydobyć z kompleksu niższości, jaki podtrzymywała w Polakach dominująca część elit III RP. To wówczas wyrabiano w nas przeświadczenie, że polska narodowa egzystencja jest tylko stadium przejściowym przed roztopieniem się w europejskiej wspólnocie, tak jak i nasz byt państwowy ma wartość wyłącznie jako przedsionek do europejskiego mieszkania. Jeszcze i dziś słyszymy nagłaśniane szeroko opinie, że ucywilizować Polaków mogą tylko instytucje europejskie, którym im więcej kompetencji przekażemy, tym dla nas lepiej.

Lech Kaczyński zdawał sobie sprawę, że postawy takie fałszywie interpretują rzeczywistość i sprowadzają naszą narodową wspólnotę do pozycji podrzędnej. Ich fałsz polega na tym, że narody europejskie nie wskazują tendencji do zaniku i ciągle ich instytucjonalną formą, za pomocą której realizują one swoje interesy, jest państwo narodowe.

Co więcej, nie sposób wyobrazić sobie demokracji bez narodowego państwa. Republikańska demokracja może istnieć tylko wtedy, gdy obywatele państwa mają poczucie wspólnoty. Nie tylko doraźnej wspólnoty interesu, ale ponadpokoleniowej wspólnoty losu. Tylko wówczas nie traktują państwa jako instrumentu do realizacji swoich partykularnych celów, ale postrzegać mogą je w perspektywie dobra wspólnego.

Określenie Europejczycy jest bardzo umowne i w małym stopniu definiuje tożsamość. Tę określa ciągle, i pewnie jeszcze długo, przynależność narodowa. UE jest nadal, a ostatnio nawet w dużo większym stopniu, przestrzenią uzgadniania i harmonizowania, ale także konkurowania interesów narodowych. Jeśli nie będziemy próbować zabiegać w niej o swoją rację stanu, to staniemy się rzeczywiście narodem i państwem podrzędnym.

[srodtytul]Polityk nowoczesny[/srodtytul]

Lech Kaczyński zdawał sobie z tego sprawę. Jak i z tego, że nie ma najmniejszego powodu, abyśmy pogrążali się w kompleksie niższości. W Europie możemy odgrywać istotną rolę. Zwłaszcza że powinniśmy się stać regionalnym liderem. Sytuacja nas do tego dysponuje, gdyż jesteśmy największym i najsilniejszym państwem Europy Środkowo-Wschodniej (większa i ludniejsza od nas Ukraina jest ciągle w znacznie gorszym położeniu). A interesy państw zagrożonych recydywą moskiewskiego imperializmu i wtłoczonych między regionalne potęgi: Rosję i Niemcy, są tożsame. Rola lidera nie oznacza imperialnych apetytów, ale rozpoznanie swojej pozycji pośród równych. To realizacja koncepcji jagiellońskiej tak mocno akcentowanej przez Jerzego Giedroycia.

Tę politykę Lech Kaczyński realizował nie tylko w Tbilisi, gdzie pojawienie się na czele przywódców państw postsowieckich było jego chwilą wielkości. Podejmował inicjatywy na rzecz ekonomicznej, w tym głównie energetycznej, niezależności regionu, która przekłada się na naszą suwerenność. I był w tym wszystkim politykiem niezwykle nowoczesnym. Ci, którzy zarzucali mu staroświeckość, międląc w kółko kilka nieprzemyślanych frazesów o europejskości i postpolityczności, pozostaną w historii jako groteskowy wytwór zagubionej epoki.

Owszem, nie przystawał Lech Kaczyński do polityki wizerunkowej, marketingu i reklamy. Niespecjalnie chciał i umiał pływać w pianie współczesności. Właśnie dlatego, że traktował sprawy publiczne tak poważnie. W wymiarze pragmatycznym można uznać to za błąd, ale był to efekt dużo głębszego pojmowania polityki. Polityki jako działania na rzecz spraw najważniejszych.

Skala żałoby narodowej po tragedii 10 kwietnia zaskoczyła wszystkich. Ma ona charakter ceremonii, w której wspólnota utwierdza swoją tożsamość. Żal po utracie wybitnych rodaków stanowi także manifestację pamięci o nich, a więc próbę ocalenia tego, co zostawili najlepszego, wpisania ich życia i działania w nasze narodowe dzieje, w długie trwanie wspólnoty. W tym sensie uroczystości związane z ich śmiercią są ich wielkim sukcesem. Byli to ludzie służby publicznej poświęcający swoje życie wspólnocie. Żałoba po nich jest objawem silnej więzi narodowej, tożsamości, o którą tragicznie zmarli zabiegali na co dzień.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Plus Minus
Paul Kagame to przykład nowej generacji afrykańskich dyktatorów
Materiał Promocyjny
Gospodarka natychmiastowości to wyzwanie i szansa
Plus Minus
„Czechowicz. 20 i 2”: Syn praczki i syfilityka
Plus Minus
„ale”: Wschodnia aura
Plus Minus
„Inwazja uzdrawiaczy ciał”: W poszukiwaniu zdrowia
Materiał Promocyjny
Wystartowały tegoroczne ferie zimowe