Anioł stróż z Mediolanu

Po każdym golu patrzy w niebo. Powtarza, że to Bogu zawdzięcza wszystko, ale dobry plan na życie i determinacja też nie zaszkodziły. W niedzielę Kaka będzie mógł powiedzieć, że z tego planu zrealizował kolejny punkt: zdobycie tytułu najlepszego piłkarza świata

Aktualizacja: 01.12.2007 07:53 Publikacja: 01.12.2007 04:31

Anioł stróż z Mediolanu

Foto: AFP

Nowy książę futbolu nie wygląda na swoje 25 lat, choć wszyscy znajomi mówią, że jest nad wiek poważny. Gdyby nie słuszny wzrost, bardziej pasowałby do pierwszych rzędów parafialnego chóru niż do drużyny, która wygrała ostatnią Ligę Mistrzów. Wdzięk dużego chłopca i ujmujący uśmiech to jedna z jego polis na życie. Od kilku lat jest modelem Armaniego, reklamował jego dżinsy i zegarki, jeszcze zanim przeniósł się z Sao Paulo do Mediolanu. Ma też kontrakty z kilkoma innymi firmami, m.in. z Adidasem. Zarabia na nich nie mniej niż na boisku. To tak jak David Beckham, tylko w wersji ciemnowłosej i mniej nachalnej.

W niedzielę wieczorem w Paryżu podczas specjalnej konferencji prasowej Brazylijczyk weźmie do rąk Złotą Piłkę, na którą Beckham nigdy nie miał szans. Statuetka fundowana przez tygodnik „France Football” jest dla piłkarza tym, czym filmowy Oscar za pierwszoplanową rolę. „France Football” oficjalnie wybiera tylko najlepszego w danym roku piłkarza klubów Europy, ale to tutaj grają najlepsi z całego świata.

Nazwisko zwycięzcy teoretycznie do niedzieli jest tajemnicą, jednak dobrze poinformowane włoskie gazety podały już kilkanaście dni temu, że Kaka dostał zaproszenie do Paryża. To żadna niespodzianka, bo w 2007 roku nikt nie grał w piłkę lepiej niż gwiazda AC Milan. W sezonie bez mistrzostw świata i Europy liczy się w takich plebiscytach przede wszystkim Liga Mistrzów. Kaka nie dość, że wygrał ją z Milanem, to został też królem strzelców.

Mediolan, Milan i on to idealnie dobrany trójkąt. Najbardziej kosmopolityczne miasto Włoch, klub, który chce się kojarzyć ze wszystkim co wytworne, i piłkarz dyktujący styl na boisku, ale też poza nim. „Kiedy po meczu przechodzi przez strefę wyznaczoną na rozmowy z dziennikarzami, słucha pytań tak uważnie i odpowiada z taką elokwencją, że można go wziąć przez pomyłkę za rzecznika prasowego” – napisał angielski „Guardian”. Urodził się na prymusa. Już teraz chce zdobyć dyplom MBA, żeby po zakończeniu kariery mieć lepszy start do nowego życia.

– Ricky jest emblematem Milanu: inteligentny zawodowiec z klasą – mówi klubowy trener Carlo Ancelotti. Ricky, bo Kaka urodził się 22 kwietnia 1982 roku jako Ricardo Izecson dos Santos Leite. Przydomek zawdzięcza młodszemu bratu Rodrigo, który nie był w stanie wymówić jego imienia, więc krzyczał, jak mu było łatwiej. Teraz Rodrigo, obiecujący środkowy obrońca, jest w młodzieżowej drużynie Milanu. Sprowadzono go, by bratu żyło się lepiej.

We Włoszech Kaka gra od ponad czterech lat, ale już pierwsze kilka miesięcy wystarczyło, by „La Gazzetta dello Sport” ogłosiła: uwaga, geniusz! „Odwraca się z piłką i mija rywali jak Johan Cruyff i Gianni Rivera, biega elegancko jak Marco van Basten, strzela jak Michel Platini, ma przyspieszenie Ronaldo i wyobraźnię Zvonimira Bobana”. Większość piłkarzy wymienionych przez „Gazzettę” zapisała się w historii futbolu złotymi literami, ale słynny brazylijski trener Carlos Alberto Parreira mówi, że w przypadku Ricardo każde porównanie zawiedzie. – Ktoś taki rodzi się raz na kilkadziesiąt lat.

Kaka jest niepodrabialny, a przy tym najmniej brazylijski z Brazylijczyków podbijających Europę. Łączy południowoamerykańską technikę z europejską siłą, taktyką i oszczędnością ruchów. Nie popisuje się swoim geniuszem jak jego największy konkurent do Złotej Piłki Portugalczyk Cristiano Ronaldo, biegający czasami, gdzie go nogi poniosą, i próbujący sztuczek bez względu na to, czy są potrzebne drużynie, czy nie. Gdy Kaka podaje do kolegów albo rusza z piłką przy nodze, można mieć wrażenie, że to wszystko zostało już gdzieś wyrysowane. Że biegnie po wyznaczonej linii, a jednak obrońcy rywali zawsze widzą ją dopiero po czasie, o pół kroku za późno. To, co wygląda na najprostsze, na boisku często jest najtrudniejsze.

Daniele Tognaccini, szef MilanLab, czyli supernowoczesnego centrum badań oddanego na usługi piłkarzy, mówi, że Kaka jest fenomenem fizjologii. Szybkość sprintera łączy z wytrzymałością długodystansowca, a te dwie cechy zwykle się wykluczają. – Gdy biegnie na 100 metrów, przyspiesza z każdym kolejnym krokiem. Przez to obrońcy są tak bezradni – tłumaczy Tognaccini.

Kariera gwiazdy Milanu jest nietypowa jak na współczesny futbol, z jego obsesją wyszukiwania coraz młodszych cudownych dzieci. Kluby podkupują sobie piłkarzy, którzy nie skończyli jeszcze podstawówek, a rodzice zwołują telewizje i potencjalnych sponsorów, by chwalić się kilkulatkami, którym udaje się kopnąć piłkę jak dorosłym. Przy nich Kaka, debiutujący w lidze brazylijskiej dopiero jako osiemnastolatek, w reprezentacji jako dziewiętnastolatek i sprzedany do Europy dwa lata później, na nikim nie robi wrażenia. Większość tych cudownych dzieci gubi się po drodze, bo do wysiłku i sukcesów nie jest przygotowane ich ciało albo nie nadąża za nimi głowa, a Kaka jest tam, gdzie chciał. I – jak na boisku – przyspiesza z każdym metrem.

Nie musiał się przebijać do kariery z zaciśniętymi pięściami. W przeciwieństwie do większości kolegów z reprezentacji Brazylii dla niego futbol nie był sposobem na wyrwanie się z biedy. Kaka pochodzi z klasy średniej, jest synem inżyniera i nauczycielki. Wychowywał się w stanie Sao Paulo, mniej roztańczonym od Rio de Janeiro, a bardziej ceniącym pracę.

Biali piłkarze z klasy średniej to w brazylijskiej reprezentacji rzadkość. Tutejsze gwiazdy zwykle pochodzą z faveli, slumsów na przedmieściach, a pierwsze nauki futbolu odbierają boso, grając na zakurzonych ulicach i placach. Kaka uczył się na boiskach prywatnych szkół. Grający z nim dziś w Milanie Ronaldo, zdobywca Złotej Piłki z lat 1997 i 2002, musiał w dzieciństwie trenować w klubie najbliżej domu, bo nie stać go było na autobusy do lepszego. Rivaldo, najlepszy piłkarz 1999 roku, z którym Kaka też spotkał się w Mediolanie, na treningi chodził pieszo ze slumsów Recife po kilkanaście kilometrów, a z niedożywienia stracił większość zębów. Kaka w Sao Paulo Futebol Club miał wykupiony bilet pozwalający korzystać ze wszystkiego, na co mu przyszła ochota. Gdy miał 12 lat, przyjęto do dziecięcej drużyny tego klubu i został w nim na następne dziewięć lat.

Stadion Morumbi stoi blisko rodzinnego domu. Ricky jako mały chłopak chodził tam podpatrywać, jak trenuje i gra Rai, wówczas najlepszy piłkarz Sao Paulo. Też pochodzący z zamożnego domu, elegancki na boisku, z dużą charyzmą. Rai chciał uchodzić za intelektualistę futbolu, gdy grał w Paryżu w Paris Saint Germain, nosił się tak, jakby młodość spędził w Dzielnicy Łacińskiej. Kaka był w niego wpatrzony jak w obraz.

Jest takie słynne zdjęcie z ostatniego finału Ligi Mistrzów w Atenach, gdy Milan grał z Liverpoolem: Kaka klęczy po ostatnim gwizdku na środku boiska, modląc się z rękami podniesionymi do góry. Ma na sobie podkoszulek z napisem „I belong to Jesus”. Przechodzący obok kapitan przegranych Steven Gerrard patrzy na niego wzrokiem, w którym jest i rozdrażnienie porażką, i osłupienie.

Wielu piłkarzy robi znak krzyża, wchodząc na boisko, ale modlitwy na nim to rzadkość, zresztą niezbyt mile widziana przez szefów Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej. Brazylijczycy, zwłaszcza Kaka, już ich do tego przyzwyczaili. Napis: „Należę do Jezusa” piłkarz Milanu odsłaniał spod klubowej i reprezentacyjnej koszulki w chwilach swoich największych sukcesów. Te same słowa kazał sobie wyszyć na językach butów. Na poprzednich było napisane „Bóg jest wierny”, a potem „Jezus na pierwszym miejscu”.

Kaka jest ewangelikiem z bardzo pobożnej rodziny, w której, jak wspomina, w wolnych chwilach czytało się Biblię. O wierze mówi chętnie i z misjonarskim zapałem. Jedną dziesiątą zarobków oddaje swojemu Kościołowi. Gdy w grudniu 2005 roku żenił się z młodszą o pięć lat Caroline Celico, córką przedstawicielki Christiana Diora na Brazylię, opowiadał w wywiadach, że obydwoje zachowali dziewictwo do ślubu. O tej deklaracji było równie głośno jak o jego bramkach. W swojej reprezentacji i w Milanie Kaka też ma kogo nawracać.

– Szybko odkryłem, że to wiara decyduje, czy coś się dzieje, czy nie – opowiada. Sześć miesięcy przed debiutem w ligowym meczu Sao Paulo FC jego kariera wydawała się skończona. W aquaparku uderzył głową w rynnę, następnego dnia zemdlał na treningu. Okazało się, że ma pęknięty krąg. Był o milimetry od wózka inwalidzkiego. Skończyło się na dwóch miesiącach poza futbolem. – Lekarze mówili o szczęściu, my z rodzicami o Bogu – wspomina. Odpoczywał i spisywał listę planów na życie: zagrać w pierwszej drużynie, przenieść się do Europy itd.

Wrócił na boisko, po kilku miesiącach wywalczył miejsce w pierwszej drużynie, po kilkunastu zadebiutował w reprezentacji. Jest mistrzem świata z 2002 roku, ale na tamtym mundialu zagrał tylko kilkanaście minut. Cztery lata później w Niemczech odpadł z Brazylią już w ćwierćfinale. Był wówczas jedynym piłkarzem reprezentacji, który grał, jak przystało na obrońcę tytułu.

Największe sukcesy odnosi w Milanie. Jest jego aniołem stróżem, gra najlepiej wtedy, gdy drużyna najbardziej go potrzebuje. „Kochają go tutaj, jakby nie urodził się w Brazylii, tylko gdzieś między sektorami 17. i 22. stadionu San Siro, gdzie siadają najwierniejsi kibice” – pisał miesięcznik „Champions”. Do Milanu wysłał go starszy kolega z Sao Paulo Leonardo. Mistrz świata z 1994 roku najpierw opowiadał mu o swoim byłym klubie tak, że Kaka odrzucił ofertę Chelsea Londyn, bo chciał tylko do Mediolanu, a potem pośredniczył przy transferze. Milan wydał na Brazylijczyka latem 2003 roku 8,5 mln dolarów. Jak mówi właściciel klubu, były premier Silvio Berlusconi, kupił go „za drobne” jako inwestycję na przyszłość.

Inwestycja zaczęła się spłacać od razu. Już w 2004 roku piłkarze ligi włoskiej wybrali Kakę na piłkarza roku. Mecze, w których ratował Milan – w Lidze Mistrzów i Serie A – można by wyliczać długo. Zaczynał jako rozgrywający, teraz gra raczej jako napastnik. Jest najlepiej zarabiającym piłkarzem włoskiej ligi. Jeśli ktoś ma pobić transferowy rekord należący do Zinedine’a Zidane’a (65 mln euro), to najbliżej jest właśnie Kaka. Real Madryt podobno już oferował za niego 80 mln, ale Berlusconi propozycję odrzucił.

Kaka, wzorowy administrator własnej kariery, na razie te pogłoski wykorzystuje tylko do walki o kolejne podwyżki, ale temu, że chce odejść, zaprzecza z coraz mniejszym przekonaniem. W koszulce Realu, najbardziej znanego i utytułowanego klubu na świecie, byłoby mu do twarzy. Z listy życiowych celów spisanej po wypadku połowę osiągnął. Reszta poszła w zapomnienie, bo już wtedy wydały mu się zbyt łatwe.

Statuetka Złotej Piłki fundowana przez tygodnik „France Football” jest dla piłkarza tym, czym filmowy Oscar za pierwszoplanową rolę

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Sukcesja w polskiej polityce
Materiał Promocyjny
Telewizor w inteligentnym, bezpiecznym domu
Plus Minus
Prof. Patrycja Grzebyk: Burzliwy związek historii z prawem
Plus Minus
„Polska krwawi, Polska walczy. Jak żyło się pod okupacją 1939–1945”: Biliśmy się na niby
Plus Minus
„Takenokolor”: Chodź, pomaluj mój bambus
Plus Minus
„Najszczęśliwszy dzień”: Powrót niespełnionej legendy
Plus Minus
„Terrifier 3”: Absurdalny festiwal przemocy