Miliony pielgrzymów, setki tysięcy nawróceń, egzorcyzmy, spowiedzi dokonywane po wielu latach i wreszcie dzieła pobożnościowe czy charytatywne – to wszystko są niewątpliwie owoce Medjugorie. I właśnie o nich najczęściej się myśli, gdy mówi się o tej zabitej dechami dziurze w Bośni. – Każdego dnia tysiące pielgrzymów odmawiają cały psałterz, nieustannie odbywają się adoracje Najświętszego Sakramentu, ludzie odprawiają drogę krzyżową, odmawiają modlitwę różańcową – zachwalał Medjugorie kardynał Christoph Schönborn. – Owoce Medjugorie można ciągle napotkać w życiu Kościoła – dodawał.
Ale z drugiej strony nie można zapominać o tym, że Watykan nadal nie uznał tych objawień, wciąż obowiązują przepisy zakazujące organizowania przez duchownych pielgrzymek do tego miejsca, a wielu, także bardzo pobożnych i wierzących oraz otwartych na tradycyjną maryjność, teologów i hierarchów zgłasza do owych objawień poważne zastrzeżenia i uznaje je nie tylko za pozbawione nadprzyrodzonego charakteru, ale wręcz za dzieło szatańskie. – Jest to fenomen całkowicie diabelski – podkreśla biskup Andrea Gemma, jeden z największych żyjących egzorcystów i jednocześnie emerytowany biskup diecezji Isernia-Venafro. – W Medjugorie wszystko obraca się wokół pieniędzy: pielgrzymki, wynajmowanie domków, sprzedaż świecidełek. Wykorzystując naiwną wiarę tych biednych dusz, które udają się tam, myśląc, że spotkają Madonnę, fałszywi wizjonerzy ustawili się finansowo, wzbogacili i prowadzą wygodne życie – uzupełnia hierarcha.
Ostatnią odsłoną tego – wbrew temu, co się sądzi – niezwykle gorącego sporu jest skierowany, na polecenie prefekta Kongregacji Nauki Wiary, przez nuncjusza apostolskiego w Stanach Zjednoczonych do amerykańskich biskupów dokument, w którym Stolica Apostolska przypomina, że duchowni i świeccy, a przede wszystkim biskupi, nie powinni uczestniczyć w planowanej serii spotkań z jednym z „wizjonerów" Ivanem Dragicieviciem. W ramach tych spotkań „wizjoner" miał nie tylko opowiadać o Medjugorie, ale także otrzymywać „widzenia" od Gospy, jak w Chorwacji i Bośni określa się Matkę Boską. Wierni i duchowni katolicy, według zaleceń dotyczących wydarzeń w Medjugorie, nie mogą uczestniczyć w spotkaniach, uroczystościach czy konferencjach, podczas których uznawana byłaby autentyczność tamtejszych objawień.
Spór o początek
Początków tego sporu, który wciąż trwa i nic nie wskazuje na to, by miał się szybko zakończyć, trzeba szukać już w pierwszych chwilach objawienia. 24 czerwca 1981 roku Ivanka Janković i Mirjana Dragiciević miały zobaczyć Matkę Bożą, a w ciągu kilku następnych dni krąg wizjonerów miał się poszerzyć o kolejne osoby. Wszystkie one od 24 czerwca do 3 lipca otrzymały dwadzieścia objawień, które zawierały wezwanie do pokoju, wiary, pojednania i modlitwy. Ale, choć z wezwaniami tymi trudno polemizować, to część teologów – w tym najbardziej znany polski krytyk objawień ks. Jan Wójtowicz – przypomina, że inaczej niż w przypadku uznanych przez Kościół objawień maryjnych tu sprawa zaczyna się od grzechu. Dziewczynki, którym objawić się miała Matka Boża, spotkały się na paleniu papierosów, a jeden z wizjonerów tuż przed spotkaniem z Gospą kradł jabłka. Pytanie, które musi być więc zadane, brzmi: czy objawienie powinno zacząć się w takiej sytuacji? Czy Maryja mogła zlekceważyć stan wewnętrzny wizjonerów?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się dość oczywista. Otóż, zarówno zdaniem ks. Wójtowicza, jak i ojca Wojciecha Giertycha, już sam początek stawia pod znakiem zapytania autentyczność tych objawień. Ale... warto też zauważyć, że są w Kościele uznane objawienia, w których wizjonerzy, choć nie byli w stanie grzechu, także nie byli w jakiejś szczególnej dyspozycji do spotkania z Matką Bożą. Mowa o objawieniach w La Salette. Maksymin i Melania, o czym często się zapomina, czyli właśnie dzieci, którym Maryja się objawiła, pochodziły z rodzin indyferentnych religijnie i same też nieszczególnie praktykowały. A widać to było do tego stopnia, że – podczas całej rozmowy z Matką Bożą – nie rozpoznały Jej, i dopiero gdy zeszły do wioski, uświadomiono im, z kim miały do czynienia...
Ich historia jest także, o czym warto pamiętać, odpowiedzią na inny często powracający wobec wizjonerów z Medjugorie zarzut, który głosi, że żadne z nich nie wybrało życia zakonnego. Z Maksyminem i Melanią (choć oboje próbowali żyć życiem zakonnym i kapłańskim) było podobnie, a losy chłopca (choć całe życie zachował on głęboką wiarę) są przykładem, że spotkanie z Matką Bożą wcale nie musi nas chronić przed złymi wyborami czy poważnymi problemami, choćby z alkoholem.
Niezależnie jednak od tego, jak oceniamy początek tych objawień, trzeba powiedzieć, że kolejne miesiące i pierwsze lata objawień wyglądały dość podręcznikowo i przebiegały zgodnie ze scenariuszem, z jakim mamy do czynienia w przypadku wielu z objawień. Tak jak w Fatimie dzieciom początkowo nie wierzono, a władze komunistycznej Jugosławii, jak wcześniej władze masońskiej Portugalii, poddawały je psychiatrycznym badaniom, a także wystawiały na pośmiewisko i obrazę. Szybko jednak opiekę nad wizjonerami (objawienia bowiem nie ustają) przejmują miejscowi franciszkanie, którzy włączają wezwania Gospy do własnej liturgii i włączają do niej parafian. Stopniowo w objawieniach pojawiają się nowe elementy: wezwanie do postu o chlebie i wodzie, zapowiedzi nawrócenia Rosji czy wezwania do modlitwy. Miejscowy biskup Pavao Žanić w pierwszych latach zdecydowanie broni wizjonerów i zakonników przed oskarżeniami o manipulację czy oszustwa.