Za niekończące się procedury, formalizm i kazuistykę. Za kłótliwość, opieszałość, podwójne standardy moralne, kolesiostwo, ksenofobię. Za kult miernoty i nepotyzm. Za tolerowanie nieróbstwa, lenistwa i partyjniactwa. Za tandetną lewicowość i nieszczerą prawicowość. Za forsowanie rewolucji obyczajowej i pogardę dla religii. I to cholerne poczucie wyższości wobec reszty świata.
Za to: my tu wiemy najlepiej, co jest kłamstwem, co prawdą! Co jest dobre, co złe. Co jest anachroniczne, a co postępowe. I my wam powiemy, co trzeba robić, byście byli lepsi, mądrzejsi, piękniejsi, doskonalsi. My wam pokażemy, co to są europejskie standardy; francuska inteligencja, niemiecka rzetelność, włoska estetyka, belgijska porządność, holenderska zaradność, hiszpańska postępowość, duńska cierpliwość, austriacki porządek. Za to durne mierzenie krzywizny bananów i zawartości substancji smolistych na skórce od kiełbasy. Za wspieranie francuskich rolników i niszczenie polskich stoczniowców.
Za to, jaką jest i za to, jaką nie jest. Za to, że nie czujemy się w niej jeszcze najlepiej, że się ciągle zastanawiamy, jakby to było, gdyby ją uporządkować, gdyby urządzić ją na nowo. Naszą Europę, bo Europa to Unia, nasz świat, choćbyśmy nie chcieli.
Ale mam i inne uczucia. Dużo cieplejsze. Osobliwie pojawiają się zawsze, kiedy wracam ze Wschodu. Lot z Moskwy czy Kijowa, a w jeszcze większym stopniu wjazd na teren Unii samochodem dają przelotne poczucie przekraczania granic normalności. Tam, na Wschodzie wciąż Azja: burdel, korupcja, bałagan, autorytaryzm, a przede wszystkim lekceważenie ludzi. Jakąż wartością jest spokój i względny dostatek indywidualnego człowieka w Federacji czy do niedawna na Ukrainie? Tam zawsze liczyło się co innego: splendor władzy posunięty aż do granic absurdu, jak szopka putinowskiego Soczi czy galeon na prywatnym jeziorze Janukowycza.
Kiedy więc przekraczam granice Polski, przez krótką chwilę czuję się jakbym wjeżdżał do Szwajcarii. Przed domami zadbane trawniki. Przycięta trawa. Klomby. Kwiatki. Otynkowane domy. Względny porządek. Drogi wyremontowane. Czasem dziurawe, ale jednak nadające się do jeżdżenia. Schludne białe pasy. Chodniki z barwnej kostki. Świecące latarnie. Światła przy przejściach. To polski, europejski standard. Na Wschodzie niemal nieobecny. A więc Szwajcaria. Jakże kiedyś za nią tęskniłem. Dom, rodzinna Polska były jeszcze wtedy sowieckie. Odrapane ściany domów. Zrujnowane chodniki. Handel byle czym z gazet.