Tylko 99 zł za rok czytania.
Co zyskasz kupując subskrypcję? - możliwość zakupu tysięcy ebooków i audiobooków w super cenach (-40% i więcej!)
- dostęp do treści RP.PL oraz magazynu PLUS MINUS.
Aktualizacja: 15.02.2015 16:48 Publikacja: 15.02.2015 00:01
Rok 1971. Wreszcie na dworcu w Helmstedt
Foto: AFP
„Przyszedłem w sprawie mojego syna. Nazywa się Pieperc i chodzi do pana klasy" – szepnął do ucha nauczycielowi jednej ze szkół podstawowych w Berlinie Zachodnim przybyły tam niedawno przesiedleniec z Polski. Widząc zdziwienie pochodzącego także z Polski nauczyciela języka niemieckiego, dodał szybko, jeszcze bardziej ściszając głos: „Nazywam się Pieprz".
Krótko potem w podobnej sytuacji postawił tego samego nauczyciela inny ojciec, przedstawiając się jako Cajak. W niemieckiej pisowni odpowiadałoby temu fonetycznie „Zajak" lub „Zajack". W oryginale nazwisko brzmiało Zając.
Tego rodzaju historie w latach 70. i 80. były w urzędach, szkołach czy w miejscu pracy na terenie RFN i Berlina Zachodniego na porządku dziennym. Niektórzy przesiedleńcy zniemczali swe czysto polskie nazwiska, inni przywracali im pierwotne niemieckie brzmienie po ich spolszczeniu za czasów PRL.
Nie było to warunkiem otrzymania obywatelstwa oraz paszportu niemieckiego i władze niemieckie nie wywierały na przybyszów z Polski czy krajów byłego ZSRR w tym względzie presji. W poszczególnych przypadkach zniemczenie nazwiska sugerowali niekiedy pracownicy urzędów ds. przesiedleńców. Miało to ułatwić przynajmniej częściowe zniknięcie w tłumie, korzystne zwłaszcza w okresie szczytowych fal napływu przesiedleńców z krajów byłego ZSRR oraz Polski i Rumunii, kiedy postrzegani i krytykowani byli jako ogromne obciążenie dla budżetów miast i gmin.
„Cannes. Religia kina” Tadeusza Sobolewskiego to książka o festiwalu, filmach, artystach, świecie.
„5 grudniów” to powieść wybitna. James Kestrel po prostu zna się na tym, o czym pisze; Hawaje z okresu II wojny,...
„BrainBox Pocket: Kosmos” pomoże poznać zagadki wszechświata i wyćwiczyć pamięć wzrokową.
Naukowcy zastanawiają się, jak rozwijać AI, by zminimalizować szkody moralne.
W obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich w Polsce zdajemy sobie sprawę, jak ważne jest, aby platformy społecznościowe nie zakłócały procesów demokratycznych.
„The Electric State” to najsłabsze dzieło w karierze braci Russo i prawdopodobnie najdroższy film w historii Net...
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas