Na nieszczęście dla uzależnionego od futbolu chłopaka jego dojrzewanie zbiegło się w czasie ze wzrostem znaczenia Unii Trybunałów Islamskich (UTI) i jej najsilniejszego odłamu, Asz?Szabab, które zakazały wszystkiego, co uznały za dekadenckie hobby, jak granie w piłkę, palenie czy oglądanie filmów. Na początku, w 2006 roku, UTI budziła nadzieję. Po piętnastu latach konfliktu, kiedy wydawało się, że zwalczający się plemienni wodzowie utknęli w martwym punkcie, przez chwilę – jak sądzono – pojawiła się w Somalii szansa na trudny pokój pod wspólną flagą szariatu. Jednak Etiopia i Ameryka obawiały się rządów islamistów, więc Stany Zjednoczone i inne kraje sfinansowały etiopski najazd na Somalię, żeby uporać się z UTI. W 2006 roku zdumiewająco szybka, zmasowana i okrutna inwazja obróciła Mogadiszu w ruiny, pozostawiając biegnący przez kraj pas splądrowanych domów, wymordowanych cywili i zgwałconych kobiet, tymczasem ci, którzy to sfinansowali, odwrócili wzrok.
Mający poparcie ONZ Etiopczycy wsparli marionetkowe władze, tak zwany Tymczasowy Rząd Federalny (TFG), i założyli bazę na stadionie nieopodal domu Guleda. W spokojnych chwilach po lekcjach w pobliskiej szkole Guled grywał w piłkę, jednak nierzadko mecze przerywano z powodu eksplozji. UTI została pokonana, ale jej radykalne niedobitki, Asz?Szabab, wzmocniły się i szukały pomsty. Zachodnie rządy nie miały ochoty ponownie ryzykować życia swoich żołnierzy, więc opłaciły misję pokojową Unii Afrykańskiej w Somalii, AMISOM, by strzegła TFG. Realizujący to trudne zadanie żołnierze z Ugandy i Burundi nie umieli dostrzec wśród ruin bojowników Asz?Szabab, więc walili rozpaczliwie na oślep z moździerzy. W odpowiedzi Asz?Szabab ostrzeliwała rakietami ich bazy, nie troszcząc się zanadto o precyzję. Dla kilkunastoletniego Guleda ciężkie bombardowania zdążyły już stać się chlebem powszednim, gdy kontratak Asz?Szabab zepchnął AMISOM ku morzu i posłał Etiopczyków do domu.
Guled oglądał kapitulację etiopskich oddziałów na boisku do piłki nożnej – pewnego dnia przybyła tam milicja i trzeba było przerwać grę. Surowi muzułmanie w czarnych mundurach i zawojach skarcili chłopców za krótkie spodenki i za zabawę w czasie przeznaczonym na modlitwę. Odbity przez Asz?Szabab stadion stał się miejscem, gdzie bojownicy wystawiali na pokaz zdrajców, szpiegów, niewierzących i innych, którzy zbłądzili. Odrąbywali dłonie, kamienowali i ścinali ludziom głowy zgodnie ze swoim rozumieniem islamskiego prawa. Karali za słuchanie muzyki, zgolenie brody lub noszenie nie dość grubego i długiego stroju. Niekiedy filmowali egzekucje i wrzucali je do sieci, żeby dowartościować się w oczach światowej społeczności dżihadystów.
My tu żyjemy
Harakat asz?Szabab al?Mudżahidin – Ruch Młodzieży Mudżahedińskiej, w skrócie Młodzież – krył się w cieniu, rządził dzięki połączeniu arogancji, charyzmy i strachu. Bojownicy wkraczali do szkół i porywali uczniów, a potem próbowali przekonać ich do swojej sprawy ideologicznymi wykładami. Część ich propagandy brzmiała przekonująco. Dżihad – tłumaczyli – jest potrzebny, by oczyścić Somalię z obcych: Etiopczyków, Amerykanów, chrześcijan. Ich biuletyn wydawany w suahili nosi tytuł „Gaidi Mtaani", „Uliczny Terrorysta". Czytamy w nim: „Ludzie na całym świecie słyszeli o Somalii i myślą, że życie tu nie jest możliwe". Ale my tu żyjemy – odpowiedzą sobie młodzi, pozbawieni wszystkiego Somalijczycy i przez chwilę zobaczą szansę na inne życie.
Asz?Szabab ma w wielu kwestiach rację. Z biuletynu można się dowiedzieć, że pomoc międzynarodowa miała zrujnować somalijskie rolnictwo i uzależnić ludzi od dostaw zagranicznej żywności. W obu przypadkach był to skutek uboczny pomocy. Czytamy, że Zachód chciał trzymać Somalijczyków „w obozach jak zwierzęta", co wiernie opisuje sytuację w Dadaab. Ale do dotkniętego traumą pokolenia Guleda najsilniej chyba przemówiło postawione w biuletynie retoryczne pytanie: „Po co najeżdżać kraj, w którym od półtorej dekady trwa wojna domowa, w chwili, gdy jego mieszkańcy postanowili żyć w pokoju?". Unia Trybunałów Islamskich przyniosła pokój. Cieszyła się szeroką popularnością wśród Somalijczyków, którzy nienawidzili sfinansowanej przez Amerykanów etiopskiej inwazji. „Stany Zjednoczone nie mogą ścierpieć tego, że islam okazał się rozwiązaniem" – dowodził biuletyn. Dla wielu brzmiało to przekonująco.
Na boiskach sportowych głosili to przesłanie werbownicy, a na placach zabaw nauczyciele narzuceni szkołom przez Asz?Szabab. Nie był to jednak wyłącznie problem ideologiczny. „Całe pokolenie – ubolewał jeden z nauczycieli – przystąpiło do zbrojnych ugrupowań z głodu". Gotów był płacić uczniom, żeby nie walczyli, tylko chodzili do szkoły. Jednak w mieście bezprawia, gdzie pieniądze mają niewielką wartość i gdzie może je odebrać dowolna banda uzbrojonych drani, chłopcy mieli nawet przyśpiewkę podsumowującą ich ponury wybór: „bez broni nie ma życia". Zadanie werbowników było przerażająco łatwe.