Jestem ostatnim, który miałby prawo wypowiadać się merytorycznie w kwestii ograniczonych wyrębów w Puszczy Białowieskiej: czy rację ma minister czy ekolodzy. Niemniej w całej tej awanturze kilka spraw musi dawać do myślenia. Przede wszystkim ograniczona wrażliwość ministra Szyszki na argumentację strony przeciwnej. Jan Szyszko jest w tej sprawie jak ściana, od której z głośnym echem odbijają się garście rzucanego grochu. Pozostaje absolutnie głuchy na cudze racje. Nie podejmuje dyskusji, uparcie stoi przy swoim i nawet jeśli jest bliżej prawdy niż armia rozwścieczonych ekologów, nie umie, a najpewniej nie chce, przedstawiać publicznie swoich argumentów. A ma do dyspozycji cały aparat komunikacyjny. Przy odrobinie dobrej woli mógłby wejść w debatę, próbować przekonać szerszą opinię publiczną do swoich racji. Nie chce, nie umie, uważa, że stojące za nim media zaprzyjaźnionego ojca Rydzyka i państwowy aparat propagandowy wystarczą.