Reklama
Rozwiń

Mariusz Muszyński zaklina rzeczywistość

W państwie prawa sędziowie TK nie muszą wykazywać swej legitymacji do orzekania

Publikacja: 08.01.2018 17:21

Monika Florczak-Wątor, Piotr Mikuli

Monika Florczak-Wątor, Piotr Mikuli

Foto: materiały prasowe

W demokratycznym państwie prawnym sędziowie Trybunału Konstytucyjnego nie muszą wykazywać na łamach prasy swej legitymacji do orzekania. Nie muszą też dowodzić, że są sędziami – odpowiadają konstytucjonaliści z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Z lekkim zażenowaniem przeczytaliśmy polemikę prof. Mariusza Muszyńskiego z naszym tekstem. Liczyliśmy na dyskusję na poziomie merytorycznym, obowiązującym w kręgach akademickich. Tymczasem zaprezentowany w polemice styl i język wypowiedzi oraz argumenty ad personam umocniły nas w przekonaniu, że jej autorowi nie chodzi o poszukiwanie prawdy i właściwej wykładni prawa, lecz o podważenie autorytetu TK z czasów, gdy ta instytucja autorytet jeszcze posiadała.

Polemika z kim?

Jak inaczej bowiem wyjaśnić to, że bohaterem polemiki stał się nieoczekiwanie ostatni prezes TK prof. Andrzej Rzepliński, o którym nawet nie wspomnieliśmy? I co wspólnego z naszym tekstem mają zarzuty pod jego adresem, np.: „Prezes Rzepliński do pomiaru swego sędziowskiego ego używał jako jednostek posłów RP" albo „mógłbym tu zacytować regułę Stefana Niesiołowskiego, którą przez cały 2016 r. raczył mnie w Trybunale prezes Rzepliński: jak będziecie mieli większość, to sobie przegłosujecie, co zechcecie"? Nie sugerowaliśmy również „prokuraturze, że prezes Rzepliński przekroczył swoje kompetencje, wypłacając przez rok sędziowskie wynagrodzenie przypadkowym osobom". O wynagrodzeniu, zwłaszcza takim, które miałoby rzekomo powodować nabycie statusu sędziego TK przez przypadkowe osoby, w ogóle nie wspominaliśmy.

Z naukowego obowiązku i wiary w to, że można rozmawiać bez argumentów ad personam, postanowiliśmy jednak odnieść się do głównych tez polemiki, które naszym zdaniem nie są prawdziwe.

On nie jest sędzią TK

Nie jest prawdą, jakobyśmy zarzucali M. Muszyńskiemu, że wypowiada się „jako sędzia na łamach prasy". Zarzucamy mu, że nie jest sędzią TK, a zarzut ten opieramy na wykładni art. 194 ust. 1 konstytucji w związku ze skutkami wyroku z 3 grudnia 2015 r., K 34/15. Jako osoba niebędąca sędzią M. Muszyński może publicznie krytykować działania TK, o czym już pisaliśmy, choć celowość publikowania przez niego raz w miesiącu artykułu powtarzającego tezę, że jest on sędzią TK, budzi nasze wątpliwości. Być może warto by od czasu do czasu „zmienić" osobę głoszącą taką tezę. Albo – jeśli nie ma wybitnych przedstawicieli doktryny prawa, którzy chcieliby tezę tę firmować swoim nazwiskiem – poszerzyć wachlarz używanych argumentów? Jaki bowiem sens ma powielanie w kolejnych tekstach tych samych poglądów? Koronny argument ze złożenia ślubowania został wszak już przekonująco zakwestionowany przez wybitnych adwokatów i profesorów prawa Macieja Gutowskiego i Piotra Kardasa. W polemice z poprzednim artykułem M. Muszyńskiego (zob. „Nieudolni pogromcy Trybunału Konstytucyjnego", „Rzeczpospolita" z 16 listopada 2017 r.) dowiedli oni, że „przyjęcie przez prezydenta ślubowania od sędziów powszechnie określanych jako tzw. dublerzy nie może niczego naprawić" („Wykładnia autentyczna a nienaprawialność statusu tzw. dublera", „Rzeczpospolita" z 21 listopada 2017). Podobnie teza głosząca, że art. 197 konstytucji zakazuje TK bezpośredniego stosowania konstytucji, została w doktrynie prawa słusznie zakwestionowana, choćby przez prof. Piotra Radziewicza na łamach renomowanego czasopisma „Państwo i Prawo". Stwierdził on bowiem: „Nie ulega wątpliwości, że Konstytucja jest stosowana bezpośrednio (...). Bez znaczenia jest przy tym, czy równocześnie obowiązują regulacje ustawowe na ten sam temat lub czy Konstytucja odsyła do unormowania określonej materii w ustawie (np. art. 197 Konstytucji). Okoliczności te ani nie wyłączają, ani nie ograniczają bezpośredniego stosowania Konstytucji" (zob. „Pominięcie przez TK ustawy określającej tryb kontroli konstytucyjności prawa", „PiP" nr 10/2016, s. 49).

Teza głoszona przez M. Muszyńskiego jest również sprzeczna z poglądami TK wyrażonymi w kilku orzeczeniach wydanych w 2016 r., z którymi warto się zapoznać, zwłaszcza że zostały ogłoszone w Dzienniku Ustaw. Nie sposób też nie zauważyć nieracjonalności tej tezy. Jej akceptacja prowadziłaby do wniosku, że likwidacja konstytucyjnego organu państwa nie wymaga zmiany konstytucji. Do jej przeprowadzenia wystarczyłoby uchylenie ustawy dotyczącej tego organu. Wszak bezpośrednio na mocy konstytucji – jak dowodzi M. Muszyński – organ taki nie mógłby działać.

Doceniamy konsekwencję M. Muszyńskiego w forsowaniu tezy, że jest on sędzią TK, zwłaszcza że musi to być niełatwe w sytuacji, gdy konstytucja, orzecznictwo TK oraz krajowe i zagraniczne autorytety prawnicze tezy tej nie podzielają. Warto jednak pamiętać, że w demokratycznym państwie prawnym sędziowie TK nie muszą wykazywać na łamach prasy swej legitymacji do orzekania. Nie muszą też dowodzić, że są sędziami TK.

Mnożenie bytów

M. Muszyński zarzuca nam błędną wykładnię art. 194 ust. 1 konstytucji, choć przepis ten rozumie dokładnie tak samo jak my. Stwierdza bowiem, że „wybór [sędziów TK] w Sejmie przeprowadzany jest co do zasady przed upływem kadencji sędziego, który kończy urzędowanie". I tego nie kwestionowaliśmy. Nawet więcej: sami wskazywaliśmy, że Sejm nie może wybrać kolejnego sędziego TK „jeśli kadencja wcześniej wybranego sędziego TK nie dobiega końca lub nie doszło do wygaśnięcia jego mandatu przed upływem kadencji". BdTXT - W - 8.15 J: Dlatego też zwracamy uwagę na to, że po wyborze pięciu sędziów TK przez Sejm w październiku 2015 r. ani żaden sędzia TK nie kończył kadencji, ani też nie stwierdzono wygaśnięcia mandatu któregokolwiek sędziego. Przypomnijmy, że tę ostatnią kompetencję miało w tym czasie jedynie Zgromadzenie Ogólne Sędziów TK lub – w razie śmierci sędziego TK – prezes TK. Sejm nie mógł zatem w grudniu 2015 r. wybrać kolejnych pięciu sędziów TK, bo były to osoby wybierane ponad konstytucyjnie dopuszczalną liczbę 15 sędziów (w domyśle – orzekających), a żaden z wcześniej wybranych sędziów TK – używając sformułowania M. Muszyńskiego – nie „kończył urzędowania".

Może łatwiej byłoby to zrozumieć, gdybyśmy wybrali przykład mniej angażujący emocjonalnie i ambicjonalnie naszego polemistę. Choćby przykład rzecznika praw obywatelskich, w którego wyborze uczestniczą dwa organy: Sejm, który wyboru dokonuje, oraz Senat, który wyraża zgodę na wybór. Otóż jeśli Sejm wybierze jednorazowo pięciu RPO, to tylko osoba wybrana jako pierwsza obejmie to stanowisko. Po jej wyborze Sejm utraci bowiem kompetencję do wyboru kolejnych RPO do momentu, aż kadencja tej osoby będzie dobiegać końca lub dojdzie do jej odwołania przed upływem kadencji. Teza, że pięć osób wybranych przez Sejm na stanowisko rzecznika stanie się jednocześnie rzecznikami w momencie wyrażenia zgody na ich wybór przez Senat, jest podobnie niedorzeczna jak teza, że pięć osób wybranych przez Sejm na stanowisko sędziów TK ponad liczbę 15 sędziów stanie się sędziami TK w momencie przyjęcia od nich ślubowania przez prezydenta. Sejm nie może wybierać dowolnej liczby osób na różne stanowiska tylko dlatego, że zostało mu przyznane prawo do obsadzenia tych stanowisk. Zgodnie z art. 7 Konstytucji RP musi on działać na podstawie i w granicach prawa. Skoro art. 194 ust. 1 konstytucji przyznaje Sejmowi prawo do wyboru 15 sędziów TK, to nie ma on kompetencji do wyboru kolejnych sędziów ponad tę liczbę tak długo, aż – jak wskazywaliśmy – „kadencja wcześniej wybranego sędziego TK nie dobiega końca lub nie doszło do wygaśnięcia jego mandatu przed upływem kadencji".

Orzeczenie nie mogło zlikwidować KRS

Kolejną kwestią poruszoną przez M. Muszyńskiego jest zarzut dotyczący oceny wyroku TK stwierdzającego niekonstytucyjność podstawy prawnej wyboru sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa. Autor zarzuca nam niekonsekwencję, ponieważ z jednej strony podważamy skuteczność wyroku wydanego z udziałem dwóch osób niebędących sędziami TK, w tym M. Muszyńskiego, a z drugiej strony nie kwestionujemy faktu jego ogłoszenia. Co ciekawe, autor nie podważa naszej tezy o wadliwości tego wyroku, stwierdzając jedynie, że „nawet jeśli by tak było, to przecież został ogłoszony". Tymczasem czym innym jest obowiązek ogłoszenia wyroku w dzienniku urzędowym, a czym innym wadliwość prawna tego wyroku.

Obowiązek ogłoszenia każdego wyroku TK, niezależnie od tego, w jakim składzie został on wydany, wynika wprost z art. 190 ust. 2 konstytucji. Z kolei problem wad prawnych wyroku wymaga oceny na gruncie art. 190 ust. 1 konstytucji oraz przepisów kodeksu postępowania cywilnego, do którego odsyła ustawa o organizacji i postępowaniu przed TK. Nie jest to ocena łatwa, bo ustrojodawca nie przewidział, że w państwie prawa w składzie orzekającym TK mogą pojawić się osoby niebędące sędziami TK. Niektórzy autorzy (wśród nich sędziowie SN prof. Tadeusz Ereciński i prof. Karol Weitz) twierdzą, że wyroki wydane z udziałem takich osób są wyrokami nieistniejącymi. Teza ta opiera się na znanej polskiej teorii prawa koncepcji tzw. nieaktu.

Inni autorzy, do których sami się zaliczamy, głoszą, że postępowanie z udziałem osób niebędących sędziami jest nieważne (co wynika z art. 379 pkt 4 k.p.c.), ale w obecnym stanie prawnym nie ma procedury pozwalającej na instytucjonalne, a nie tylko doktrynalne stwierdzenie wadliwości wyroku wydanego w tym postępowaniu. Nie ma bowiem możliwości odpowiedniego zastosowania art. 386 § 2 k.p.c., z którego wynika, że „w razie stwierdzenia nieważności postępowania sąd drugiej instancji uchyla zaskarżony wyrok". W postępowaniu przed TK nie ma wszak „sądu drugiej instancji".

Zapewne jest jeszcze kilka innych sposobów rozwiązania problemu wyroku wydanego z udziałem osób niebędących sędziami TK, ale niezależnie od tego, który przyjmiemy, ogłoszenie takiego wyroku i tak pozostanie kwestią całkowicie odrębną. Nawet gdybyśmy akceptowali kontrowersyjną dla nas koncepcję wyroku nieistniejącego, nie musi to przecież prowadzić do wykluczenia obowiązku jego ogłoszenia. Ogłoszenie nieaktu nie będzie przecież konwalidowało jego wadliwości.

Powracając do zarysowanej przez M. Muszyńskiego paraleli obydwu wyroków, z których jeden (K 34/15) dotyczy go osobiście, a drugi (K 5/17) został wydany z jego udziałem, trzeba jeszcze raz podkreślić, że ich skutki prawne były zupełnie inne. Pierwszy wyrok stwierdzał zgodność z konstytucją relewantnego elementu podstawy prawnej wyboru trzech sędziów TK w październiku 2015 r., co w konsekwencji przesądziło o tym, że wybór następnych trzech osób na te same stanowiska w grudniu 2015 r. (w tym M. Muszyńskiego) został dokonany niezgodnie z prawem, bo przez Sejm, który w świetle art. 194 ust. 1 konstytucji nie miał takiej kompetencji.

Z kolei wyrok dotyczący podstawy prawnej wyboru sędziów do KRS zawierał rozstrzygnięcie zmierzające w odmiennym kierunku. Tym razem TK uznał, że zakwestionowane przepisy są niekonstytucyjne. Nie oceniał natomiast prawidłowości wyboru sędziów obecnie zasiadających w składzie KRS, bo jako sąd prawa uczynić tego nie mógł. Rozstrzygnięcie wydane na podstawie niekonstytucyjnych przepisów może zostać wzruszone w trybie art. 190 ust. 4 konstytucji przez organ do tego uprawniony, którym – w obecnym stanie prawnym – nie jest TK. W sprawach dotyczących powołania danej osoby na określone stanowisko należałoby zastrzec, że zastosowanie tego przepisu byłoby możliwe tylko wówczas, gdyby charakter procedury powołania umożliwiał wznowienie postępowania.

Rzetelność wymaga sprawdzenia faktów

Na koniec musimy sprostować nieprawdziwą informację zawartą w polemice. Otóż nikt z nas nie był w grudniu 2015 r. asystentem sędziego Stanisława Biernata i nie uczestniczył w przygotowywaniu projektu orzeczenia K 34/15. Co więcej, w składzie orzekającym w tej sprawie nie było sędziego Biernata, więc zapewne jego ówcześni asystenci w przygotowaniu tego projektu również nie uczestniczyli. M. Muszyński, podając nieprawdziwe informacje, wprowadził w błąd czytelnika. Nie podejrzewamy, że nie sprawdził, kto „w tym czasie" był asystentem wspomnianego sędziego. Byłby to przecież przejaw braku elementarnej rzetelności. Mamy nadzieję, że publicznie przeprosi za podanie nieprawdziwej informacji czytelników i osobę wskazaną w jego tekście, której dobra osobiste – jej zdaniem – zostały naruszone.

dr hab. Monika Florczak-Wątor jest adiunktem w Katedrze Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, członkiem Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego

dr hab. Piotr Mikuli, jest kierownikiem Katedry Prawa Ustrojowego Porównawczego Uniwersytetu Jagiellońskiego Autor - KONIEC: Autor - KONIEC: Tym tekstem kończymy dyskusję

Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Tortur nie było, można się rozejść?
Opinie Prawne
Paulina Szewioła: Wolna Wigilia? Pokaz niekonsekwencji rządu Donalda Tuska
Opinie Prawne
Pietryga: Słowa sędziego Marciniaka jak kasandryczna przepowiednia
Opinie Prawne
Pietryga: Czy pięciominutowy „comeback” Ryszarda Kalisza zagrozi demokracji?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Opinie Prawne
Kappes, Skrzydło: Neosędziowie SN mieliby orzekać o ważności wyborów? Naprawdę?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku