Tomasz Pietryga: Jaki scenariusz na wybory

Czy PiS porzuca koncepcję wyborów korespondencyjnych i będzie chciał je przeprowadzić w tradycyjny sposób?

Aktualizacja: 06.05.2020 20:01 Publikacja: 06.05.2020 15:49

Tomasz Pietryga: Jaki scenariusz na wybory

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Coraz wyraźniejszy jest scenariusz wyborów prezydenckich zaplanowanych przez PiS. Pytanie marszałek Sejmu Elżbiety Witek do Trybunału Konstytucyjnego to sygnał, że obóz władzy zaczyna odcinać wariant wyborów korespondencyjnych. Brak poparcia dla tej koncepcji przez Porozumienie Jarosława Gowina (co oznacza, że ustawa trafi do kosza), uruchomił głębszą kalkulację. Do PiS dotarło, że wybory korespondencyjne organizacyjnie nie są do przeprowadzenia w ciągu kilku dni, a nawet tygodni. Lista usterek jest tak duża, że forsowanie ich byłoby samobójcze. I nie chodzi wyłącznie o dotarcie do obywateli z kartami do głosowania i ich dostarczenie następnie przez Pocztę Polską do urn, ale też o liczenie głosów. Liczba komisji przy wyborach korespondencyjnych jest tak mała, że liczenie mogłoby zająć w największych okręgach ponad trzy miesiące. A to już recepta nie tylko na przedłużającą się awanturę polityczną (jeszcze większą niż obecnie), ale na uczynienie z wyborów parodii.

Czytaj także:

Witek szuka alibi na przesunięcie wyborów

Czy wybory mogą odbyć się w sobotę 23 maja?

Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że ciągle ma poparcie swoich wyborców, ale trend może się zmienić błyskawicznie, jeżeli na drodze do wyborów prezydenckich pojawią się kolejne rafy, a zamiast walką z kryzysem gospodarczym władza będzie się zajmować politycznymi konfliktami. Zwłaszcza że na kilka dni przed ogłoszonym terminem wyborów Polacy nie wiedzą, czy i w jakiej formie się one odbędą. Ten skandal obciąża przede wszystkim obóz władzy i spychanie winy na opozycję coraz mniej przekonuje. Teraz PiS zdaje się uciekać do przodu przed uzależnieniem od polityków partii Gowina, i balastem ryzykownych wyborów korespondencyjnych. Tym bardziej że ma pewność, że sprzężony z obozem władzy TK pozwoli mu przesunąć wybory na 17 czy 23 maja. A że odbędzie się to przy akompaniamencie zarzutów o łamaniu zasad państwa prawa? To nie robi na partii Jarosława Kaczyńskiego dużego wrażenia.

Marszałek Sejmu na tej podstawie wybierze raczej najbardziej odległy z możliwych dni: 23 maja, sobotę. W organizacji wyborów tego dnia pomoże rząd, korzystając z tarczy antykryzysowej dającej premierowi możliwość ustanowienia dodatkowego dnia wolnego z uwagi na pandemię. Przepis był krojony na inną sytuację, ale teraz może zostać wykorzystany w ten sposób. I najważniejsze. PiS przestawi się na wybory w tradycyjnej formie, pewnie z możliwością z wyłączenia osób starszych i niepełnosprawnych. Ci dostaną wybór: pójść do urn czy głosować korespondencyjnie. Chodzi w tym przypadku o blisko 10 mln wyborców. Tu poważne kontrowersje może budzić zamrożenie przez ustawę antykryzysową, niektórych kompetencji PKW, przy organizacji wyborów w tradycyjnej formie i kto wie czy również w tym przypadku nie będzie musiał szukać ratunku w Trybunale.

To scenariusz ryzykowny, ale PiS zaczął zdawać sobie sprawę, że tylko tradycyjne wybory zorganizowane w tak krótkim czasie są do udźwignięcia. Wie, że wirus słabnie, a kolejne etapy odmrażania gospodarki i życia społecznego pozbawiają sensu argumenty opozycji, że pójście do lokalu wyborczego jest niebezpieczne. Zwłaszcza kiedy na co dzień widać już tłumy przed sklepami meblowymi czy budowlanymi.

Jeżeli proces odmrażania nie zatrzyma się, a rzeczywistość społeczna będzie wracać do normy, apele o nieorganizowanie wyborów i wprowadzenie stanu klęski żywiołowej staną się dla wyborców niezrozumiałe. A opozycja straci swój główny argument przemawiający za koniecznością wprowadzenia stanu klęski żywiołowej i odroczeniem wyborów o wiele miesięcy.

Na to zdaje się liczyć PiS, który w rozgrywce o wybory poniósł już ciężkie straty, gubiąc koalicjanta Jarosława Gowina. Teraz gra idzie o wiarygodność wobec wyborców, którzy mogą być następni w kolejce.

Coraz wyraźniejszy jest scenariusz wyborów prezydenckich zaplanowanych przez PiS. Pytanie marszałek Sejmu Elżbiety Witek do Trybunału Konstytucyjnego to sygnał, że obóz władzy zaczyna odcinać wariant wyborów korespondencyjnych. Brak poparcia dla tej koncepcji przez Porozumienie Jarosława Gowina (co oznacza, że ustawa trafi do kosza), uruchomił głębszą kalkulację. Do PiS dotarło, że wybory korespondencyjne organizacyjnie nie są do przeprowadzenia w ciągu kilku dni, a nawet tygodni. Lista usterek jest tak duża, że forsowanie ich byłoby samobójcze. I nie chodzi wyłącznie o dotarcie do obywateli z kartami do głosowania i ich dostarczenie następnie przez Pocztę Polską do urn, ale też o liczenie głosów. Liczba komisji przy wyborach korespondencyjnych jest tak mała, że liczenie mogłoby zająć w największych okręgach ponad trzy miesiące. A to już recepta nie tylko na przedłużającą się awanturę polityczną (jeszcze większą niż obecnie), ale na uczynienie z wyborów parodii.

Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?