Już raz, po publikacji „Rzeczpospolitej" z 6 listopada 2017 r. („Mieszkanie to nie biuro"), która wstrząsnęła drobnymi przedsiębiorcami prowadzącymi działalność gospodarczą we własnym domu lub mieszkaniu, Ministerstwo Finansów zachowało się jak trzeba. Liczę, że i tym razem tak będzie. Bo biznes, jak nigdy wcześniej, potrzebuje takich reakcji.
Pisaliśmy wtedy o problemach z rozliczaniem w kosztach podatkowych wydatków związanych z utrzymaniem i eksploatacją mieszkania lub domu (np. opłaty za prąd, gaz czy wodę), gdy przedsiębiorca nie wydzielił osobnego pomieszczenia na działalność. A to wcale nierzadkie. Niektórym wystarczy, że usiądą z komputerem w salonie – i już pracują. Ale fiskusowi potrzebny był oddzielny pokój. Najlepiej gabinet.
Szybko się to zmieniło. Ministerstwo Finansów po naszej publikacji potwierdziło, że koszty jednak można odliczyć. Potem była odpowiedź na interpelację poselską, a następnie dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej zmienił niekorzystną interpretację. Jasne się stało, że przepisy nie uzależniają możliwości zaliczenia do kosztów podatkowych wydatków na czynsz czy media od wyodrębnienia pomieszczenia, w którym prowadzona jest działalność. Przedsiębiorcy, którzy takie wydatki odliczali, znów mogli spać spokojnie.
Czy teraz, gdy sytuacja pandemiczna jest zła, a większość z nas pracuje zdalnie z domów, nie można wykonać podobnego gestu? Gdy wszystkie zawodowe czynności koncentrują się w domu, opłaty idą w górę, a zleceń od kontrahentów często nie przybywa? Cóż szkodzi ministrowi wysłanie sygnału: kto faktycznie w pandemii ponosi większe wydatki na działalność w domu, może je rozliczyć w kosztach. Nie 20, ale 50 proc. Przedsiębiorcy docenią, że dostali informację bez proszenia o odpowiedź na interpretację i czekania na nią sześć miesięcy. Bo jak mawiał Marek Aureliusz, nie w tym rzecz, że się rozprawia o cechach męża dobrego, lecz że się nim jest.
Czytaj także: