Bon turystyczny opiewający na 500 zł miał wesprzeć polską turystykę, która długo nie mogła ruszyć, bo gospodarkę zamroził koronawirus. Jak każde wsparcie dla przedsiębiorców nie mogących prowadzić normalnej działalności, bon powinien być uruchomiony jak najszybciej. Tak jednak nie będzie.
Pomysł pojawił się jeszcze w maju. Niestety, polityka zdominowała rzeczywistość. Wybory były na pierwszym miejscu. Wykorzystał go w swojej kampanii prezydent Andrzej Duda. Potem trzeba było przygotować odpowiednie przepisy. Najpierw zajął się nimi Sejm, a potem Senat. To wszystko musiało potrwać. Z tych wszystkich powodów bon, zamiast zadziałać jak najszybciej, może zacznie wspierać turystykę dopiero w drugiej połowie wakacji. Nie jest bowiem z tych przepisów, które uchwala się w 24 godziny i wchodzą w życie na drugi dzień po podpisie prezydenta.
Czytaj także: Bon turystyczny tylko dla dzieci
Bon będzie można wykorzystać nie tylko w tym roku. Wiążą się z nim niestety znaki zapytania. Sfinansuje bowiem usługi oferowane przez tych, którzy znajdą się na odpowiedniej liście. Jak będzie wyglądało jej tworzenie? Na razie nie wiadomo. Z tego, co widać, w popularnych miejscowościach sezon w pełni i nikt nie narzeka na brak turystów. Raczej brakuje dla nich miejsc. Więc teraz bon turystyczny może posłużyć jako rekompensata strat poniesionych w czasie walki z wirusem. Co może, ale nie musi, oznaczać wzrost cen. Bon nadal nie pomoże hotelom w dużych miastach, które są nastawione na zupełnie innego klienta. W nich sytuacja nadal wygląda nieciekawie.
Jak w końcu zadziała, wciąż nie wiadomo. Miejmy nadzieję, że pomoże firmom z branży turystycznej, a nie będzie tylko kolejnym 500+ dla rodzin, tym razem na wakacje. Może się tak stać, jeśli korzystanie z bonu skumuluje się w szczycie sezonu w miejscowościach, w których i tak jest tłumnie.