Wyciągnięcie osoby z drugiego szeregu na tak eksponowane stanowisko po niespodziewanej dymisji Cezarego Grabarczyka to znak, że rząd spokojnie chce dotrwać do jesiennych wyborów. Sześć miesięcy to za mało, żeby skonstruować i przeprowadzić poważne reformy, chyba że mają populistyczny, przedwyborczy kontekst.
Budka należy do ministrów sprawiedliwości, których zadaniem jest raczej dokończenie lub przypilnowanie dokończenia rozpoczętych reform. Bez kontrowersji i wchodzenia w poważniejsze interakcje ze środowiskami prawniczymi.
Dlatego jego nominacja tak bliska jest nominacji Andrzeja Kalwasa po silnych wstrząsach w rządzącej lewicy i powstaniu nowego gabinetu Marka Belki.
Ministerstwo Sprawiedliwości czekają raczej spokojne miesiące, z wyjątkiem może jednego poważnego dylematu: czy przesuwać wchodzącą w życie 1 lipca kontrowersyjną reformę procedury karnej. Jej klęska może się okazać kosztowna, również z politycznego punktu widzenia.
Inne wyzwanie dla Budki to dopilnowanie przyjęcia ustawy umożliwiającej stworzenie systemu bezpłatnej pomocy prawnej. To może być łatwiejsze ze względu na to, że w okresie przedwyborczym jest ponadpartyjna zgoda na przyjmowanie prosocjalnych aktów prawnych. A ten niewątpliwie do nich należy.