Polska rzeczywistość covidowa: zajęte łóżka, brak personelu, sprzętu, za mało środków zabezpieczających przed zakażeniem. Nic dziwnego, w końcu kolejne miesiące zmagania się z pandemią nadwerężyły siły służby zdrowia. Jeśli respiratorów jest mało, to personelu potrafiącego je obsłużyć fachowo jeszcze mniej. I nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się w najbliższym czasie zmienić. Medycy łapią zadyszkę, system goni resztkami sił.
Nie przeszkadza to jednak dyrektorom niektórych szpitali straszyć personel konsekwencjami służbowymi. Takie zachowania są codziennością.
Czytaj także:
Szpitale chciały karać lekarzy za zakażenie się COVID-19
Dyrektorzy szpitali – tak jak polski rząd – przespali kilka miesięcy. Teraz się nagle ocknęli i postanowili działać. Gdy nie ma się lepszych pomysłów, można postraszyć. To lekarze roznoszą wirusa... Jeśli nie zaczną się zachowywać odpowiedzialnie i zakażeń będzie przybywać, a oni trafią na kwarantannę, nie dostaną zapłaty za swoją pracę. Bo to cena ich lekkomyślności i niestosowania się do zaleceń sanitarnych. Nikt nie pomyśli o tym, by zapewnić pracownikom medycznym pełne wsparcie w postaci sprzętu, materiałów ochronnych i sprawnej logistyki. Tym więc, którzy nie rozumieją powagi sytuacji, warto przypomnieć, że według badań pracownicy z pierwszej linii walki z pandemią ulegają zakażeniu od pięciu do dziesięciu razy częściej niż reszta populacji. Chociaż mają świadomość zagrożenia, znają drogi rozprzestrzeniania się wirusa i używają środków ochrony osobistej, permanentna styczność z patogenem robi swoje.