Gdy znana dziś całej Polsce sprawa rodziny B. toczyła się w sądzie, nie zdobyła sobie niezdrowej sławy. I dobrze, bo sprawy tego rodzaju przyjemne nie są – również dla sądu. Po przeprowadzeniu różnych czynności Sąd Rejonowy w Nisku podjął przykrą, ale nieuniknioną decyzję: umieścił dzieci w ośrodku wychowawczym, a następnie w rodzinie zastępczej. Powód to niewydolność rodziców, którzy nie zapewniali dzieciom należytych warunków mieszkalnych i higienicznych. Nie pomógł kurator ani asystent rodziny. Rodzice nie chcieli nikogo słuchać.
Na początku chcieli się odwołać, ale zażalenie cofnęli i postanowienie się uprawomocniło. Nie stosowali się nadal do zaleceń sądu, nie złożyli też wniosku o zmianę decyzji i o ponowne przekazanie dzieci pod ich opiekę. Za to usłyszeli szerzone przy okazji kampanii wyborczej zapowiedzi o pomocy prawnej dla osób pokrzywdzonych. Opowiedzieli swoją historię europosłowi Januszowi Wojciechowskiemu. Ten zareagował natychmiast. Nie znał sprawy, nie znał jej akt, nie wiedział, dlaczego sąd podjął taką, a nie inną decyzję. Wysłuchał jednej strony i to mu wystarczyło. Polskę zalały opisy tragedii, historie o płaczących dzieciach, które siłą odrywa od kochających rodziców niżański sąd. Sędzia została wskazana i napiętnowana. Oto ktoś, komu dano władzę, sędzia, ze złośliwości rozbija rodzinę!
Przeczytał ze smutkiem
Dziś niewiele trzeba, aby rozpętać burzę medialną. Rozmaici „praworządni obywatele" i „sprawiedliwi Polacy" zalali sąd i sędzię falą nienawiści, groźbami, inwektywami, w najlepszym razie protestami. Pełno ich było w internecie, spływały do sądu, do ministerstwa, do stowarzyszeń sędziowskich. Sędzia w tej dramatycznej chwili zachowała godność: podała swoje nazwisko, nie schowała się w mysiej dziurze, konsekwentnie twierdziła, że podjęła trudną decyzję, ale wykonywała swe obowiązki. Europosła oczywiście to nie wzruszyło. Powtarzał słowa o bezduszności i krzywdzeniu dzieci, ich łzami epatował ze swego internetowego bloga. Sędziowie ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia i Stowarzyszenia Sędziów Rodzinnych w Polsce zaprotestowali przeciwko atakowaniu sądu i sędzi przez osoby publiczne. W odpowiedzi europoseł skierował do sędziów list. Protekcjonalnie oświadczył, że ich apel przeczytał ze smutkiem, bo sędziowie mają tak wielką władzę, mogą zabierać ludziom dzieci, rozbić rodzinę. Sędzię zaś pouczał, że skoro jest troskliwą matką, powinna sobie wyobrazić, że ktoś jej zabiera kilkumiesięczne dziecko.
Istnieje organ, który w tej sprawie miał obowiązek działać: Krajowa Rada Sądownictwa. Do niej pan europoseł też się zwrócił. Rada zatem zarządziła pilną lustrację sprawy. A taka lustracja to nie przelewki. Przeprowadzają ją sędziowie z odległych okręgów, całkowicie bezstronni i o najwyższych kwalifikacjach. W tym przypadku osobiście członkowie Rady. Lustracja nie była pobieżna. Choć dotyczyła tylko jednej sprawy, jej wyniki podsumowała Rada dopiero na posiedzeniu 11 września 2015 r. I wydała dwie uchwały.
Co stwierdziła? Że czynności sędzi były uzasadnione i podjęte dla dobra dzieci. Podkreśliła, że zapoznała się z aktami sprawy zawierającymi materiał wielekroć obszerniejszy niż to, co powiedzieli Januszowi Wojciechowskiemu zainteresowani rodzice. Materiał nieznany opinii publicznej. Sąd podejmował rozmaite działania w celu poprawy sytuacji w rodzinie B. Ustanowił kuratora, skierował do pomocy asystenta rodziny. Rodzice nie chcieli jednak współpracować z sądem, nie wykonywali jego zarządzeń, nie doprowadzili mieszkania do stanu pozwalającego na użytkowanie przy zachowaniu podstawowych zasad higieny. Sąd musiał więc wydać orzeczenie tymczasowe w celu zabezpieczenia prawidłowego wykonywania opieki. Mogło i może być ono zmienione w każdej chwili, w szczególności gdy rodzice wykonają zarządzenia sądu. Rada podkreśliła, że stoi na straży niezawisłości sędziów i czuwa nad przestrzeganiem przez sędziów zasad etyki. Zarzuty Janusza Wojciechowskiego są niezasadne, więc nie ma podstaw do podejmowania w sprawie dalszych czynności.