Ostatnio cytowali je profesorowie prawa Andrzej Dziadzio i Jerzy Zajadło, przedstawiający argumentację dla dwóch zgoła różnych punktów widzenia. Obaj świadomi, że cytowaną po łacinie formułę starożytnego pytania znamy z pism rzymskiego poety Juwenalisa. W jego „Satyrach" powstała kwestia, jak w czasach rozprężenia moralnego upilnować piękną żonę. Jakich postawić przy niej strażników? Czy nie ulegną przekupstwu? Pieniądze proponowane choćby przez żonę nie muszą być największą pokusą. Czy bowiem sami strażnicy nie zagrożą jej cnocie? Kto wobec upadku obyczajów ich upilnuje?
Uwagi satyryka to nie pisma prawnicze i słaba ich moc argumentacyjna? Mądry błazen nie musi być prawnikiem, aby opisać sytuację społeczną wymagającą unormowania i wskazać problemy, które prawo powinno przewidzieć. Dobrze znamy celne powiedzenia – wyraz powszechnego doświadczenia społeczeństw obeznanych z prawem. To w końcu zwykli ludzie mu podlegają. Laicy je stosują i miewają na jego temat własne zdanie, a nawet ogólniejsze refleksje. Zwykle gorzkie. Nieraz już geniusz obserwatora połączony z potęgą języka dał lapidarną formę wiecznej prawdzie o dylematach prawnych. Nie chodzi mi tylko o rzymskie przysłowie z II wieku przed Chr., że prawo zbyt drobiazgowo dochodzone przeradza się we własne przeciwieństwo – summum ius summa iniuria. Tam prawo summatów i kapłanów, którzy zajmowali się kalendarzem sądowym oraz formułami procesowymi, bywało najwyższym bezprawiem. A zgrabnie brzmiące przysłowie – powtarzane z wieku po wiek – pozbawione przecież normatywnej treści, niesie doświadczenie stosowania prawa, jak przekazane ustami Jezusa z Nazaretu: „przecedzają komara, a połykają wielbłąda". To jakże trafny wynik obserwacji prawników – przecież nie tylko judaizmu biblijnego.
Równie uniwersalna jest myśl fiat iustitia, pereat mundus. Pierwotnie była hasłem fanatyków sprawiedliwości z XVI wieku: niech ona się staje, choćby miał zginąć świat. Jeśli wszelako pod pojęciem świata rozumieć jego wielkich, myśl brzmi rozsądniej: trzeba zadbać o sprawiedliwość i zapanować nad ich pychą oraz wyniosłością. Każdy przecież wzdryga się na myśl o uzurpacjach ludzi zamożnych i wpływowych. W Księdze Daniela dwaj starcy złożyli urodziwej Zuzannie niemoralną propozycję, a odrzuceni, fałszywie ją oskarżyli przed mężem o cudzołóstwo. Wystarczyło wtedy, aby zarzut czynu zagrożonego śmiercią opierał się na świadectwie dwóch osób, a jeśli jeszcze starcy byli sędziami żydowskiej diaspory na wygnaniu... W Ewangelii niesprawiedliwy sędzia – iudex iniquitatis – nie chciał wziąć w obronę wdowy, jak tylko dla świętego spokoju wobec uciążliwości jej ciągłych nalegań. Powtarzanie quis custodiet ipsos custodes to natarczywość społeczeństwa.
W Stanach Zjednoczonych łacińskie zdanie zaskakująco często przewija się nawet w kulturze popularnej. Słyszymy je z ust Batmana pewnie na skutek powszechności przekonań, że fundamentem demokracji są checks and balances. Musieli brać to zdanie bardzo poważnie pod uwagę założyciele Rezerwy Federalnej. Przywołuje się je w prawie administracyjnym, na przykład gdy powstaje kwestia działań nie CIA czy FBI, lecz NSA – najtajniejszej i najpotężniejszej z agencji rządowych. Głośno wybrzmiało quis custodiet ipsos custodes w dyskusji o bronieniu w sądach urzędników, którzy stali się przestępcami. Słychać je w komentarzach do cywilnej kontroli nad wojskiem czy niezależności sędziów sportowych. W Polsce instytucjonalnym wyrazem troski o strażników jest Najwyższa Izba Kontroli czy Biuro Spraw Wewnętrznych Policji. W Hiszpanii quis custodiet ipsos custodes podnoszono w 2004 roku w czasie ostrego sporu o jurysdykcję między Trybunałem Konstytucyjnym a Trybunałem Najwyższym. W podobnym kontekście łacińskie pytanie w tym samym mniej więcej czasie przywoływano w Wenezueli.
„Któż upilnuje samych strażników?" stanowi dylemat każdego porządku nieopartego na prawie naturalnym. Ono bowiem skłania do samoograniczenia i umiaru; swoistej autocenzury – nie dla zamknięcia ust i ukrycia prawdy, lecz ze względu na dobra wyższe. W przeciwnym wypadku pozostają rozwiązania nienaturalne. Jak więc ustrzec żonę? Starożytność miała sprawdzony i typowy pomysł: postawić przy niej eunuchów. Pozbawieni nie zawsze wbrew woli; wielu zrezygnowało, by zyskać lepszą pozycję, status życiowy, zarobki, a przede wszystkim zaufanie.