Biznes zmaga się właśnie z przyswojeniem nowej wersji Polskiego Ładu i obliczeniem, jaka forma opodatkowania będzie korzystniejsza. Miały w tym pomagać kalkulatory przygotowane przez resort finansów. I wreszcie, po tygodniach oczekiwań kalkulatory ujawniono – ale nie te najważniejsze dla przedsiębiorców. Rozmowy o możliwych zwolnieniach pracowników w obliczu inflacji oraz związanego z nią kryzysu to już nie są wyjątki. Tak wygląda codzienność biznesu.
A sektor publiczny? Ten, jak się wydaje, funkcjonuje w innej rzeczywistości. Ministerialne kadry rosną i rosną. Ministerstwo Finansów, gdzie na początku rządów Zjednoczonej Prawicy pracowały 2002 osoby, rok później 1960, obecnie zatrudnia prawie 2600 pracowników. I wszyscy są tak zajęci, że polskoładowego kalkulatora dla przedsiębiorców przygotować wciąż nie mogą.
„Zwalniają? To znaczy, że będą przyjmować” – rzekł prawie sto lat temu Lejzorek Rojtszwaniec, niezapomniany bohater satyrycznej książki Ilii Erenburga. Tylko że obiektem jego komentarza była królująca wtedy na Wschodzie leninowska Nowaja Ekonomiczeskaja Politika, a nie wolny rynek. A jednak zdaniem rządzących wciąż najważniejsze są kadry.
Etap zwalniania i odejść urzędników, których obecna władza uznawała za sprzyjających ich poprzednikom, mamy już za sobą. Teraz dotarliśmy do etapu, w którym ministerstwa zatrudniają nawet o 25 procent więcej urzędników niż w 2015 roku, gdy odchodziła koalicja PO–PSL.
Owszem, administracja publiczna wolnym rynkiem nie jest i ma inne zadania. Rzadko kto ją lubi, bo kojarzy się ona z niemiłymi powinnościami, wypełnianie których bywa trudne. Nikt nie lubi wezwań do wyjaśnień, a jeszcze bardziej – do zapłaty. Jednak dobrze działająca administracja publiczna spełnia niezwykle ważne zadanie. Gwarantuje bezpieczeństwo prawne obywatelom. Ma też do wydania sporo publicznych pieniędzy – i dlatego obsadzanie jej „swoimi” ludźmi jest tak istotne dla każdej władzy. Swoi mają gwarantować, że pieniądze trafią do tych niepublicznych instytucji, które według władzy są tego godne. Niegodni będą pominięci. Dla „swoich” już sama praca w ministerstwie jest nagrodą.