Ostatnia debata w Parlamencie Europejskim o praworządności w Polsce daje dużo do myślenia. Sami europosłowie nie zaskoczyli. Chłoszcząc rytualnie „pisowską Polskę”, która jawi się jako reżim autorytarny, a nawet „mini–Rosja”, bo takie sformułowanie również padło. Ta wyostrzona retoryka jest od lat stałym elementem debaty o naszym kraju. Tyle że niewiele z niej wynika w praktyce. No, może poza politycznym pogłosem, który kształtuje kierunek, w którym zmierza Wspólnota. Znacznie ciekawsze było wystąpienie Ursuli von der Leyen, na którą we wtorkowej debacie spadła fala krytyki ze strony głównych w PE liberalnych-lewicowych ugrupowań. Te nie widzą w PiS partnera do zasiadania przy jednym europejskim stole. Nie dziwi więc, że zapowiedź aktywacji polskiego Krajowego Planu Odbudowy wywołała aż tak ostry sprzeciw.