W zasadzie nie ma różnicy. Chyba że nie kichał celowo na mnie, tylko w powietrze. Nie działa wtedy umyślnie. Ale nieumyślnie też może wyrządzić szkodę. Skoro szaleje pandemia, a się nie zaszczepił, to czy nie powinien przypuszczać, że może być nosicielem wirusa i kichając, zarażać innych? A gdyby to się stało na pokładzie samolotu, w pociągu czy innym środku transportu publicznego, miałbym prawo do odszkodowania od przewoźnika, gdyż nie zapewnił pasażerom bezpieczeństwa?
Może spójrzmy na to zagadnienie z punktu widzenia ekonomii. Sędzia Learned Hand – jeden z najznamienitszych sędziów amerykańskich – w wyroku U.S. v. Carroll Towing z 1947 r. sformułował zasadę odpowiedzialności odszkodowawczej, nazwaną (korzystając z dwuznaczności nazwiska sędziego) „formułą niewidzialnej ręki" (Invisible Hand Formula). Jeśli szkoda spowodowana potencjalnym wypadkiem pomnożona przez prawdopodobieństwo jego wystąpienia jest wyższa niż koszt środków ostrożności niezbędnych do jego uniknięcia – mamy do czynienia z niedbalstwem, za które ponosi się odpowiedzialność.
Czytaj także: Za zgon po szczepieniu na Covid-19 nie zapłacą
Trudno rozstrzygnąć, czy w sprawie Covid-19 wysokość szkód spowodowanych zakażeniami pomnożona przez prawdopodobieństwo ich wystąpienia na pokładzie samolotu, pociągu czy innego środka transportu przewyższa koszt zabezpieczenia się przewoźników przed zakażaniem się pasażerów w ich środkach transportu, ale skoro mogą oni, co do zasady, ponieść odpowiedzialność odszkodowawczą, to znaczy, że dla jej uniknięcia muszą podjąć działania, które przed odpowiedzialnością ich uchronią. Skoro już dziś mogą pasażerów rewidować przed wejściem do samolotu, to dlaczego nie mogliby sprawdzać, czy są zaszczepieni? I dlaczego nie miałoby to mieć zastosowania także w pociągu i innych środkach transportu?
Kontrole są dziś prowadzone na podstawie prawa publicznego. Ale czy perspektywa wysokich odszkodowań przy rosnącym niebezpieczeństwie terrorystycznym nie wymusiłaby na przewoźnikach poddawania pasażerów takim kontrolom jako warunku skorzystania z ich usług? Nie byłoby wówczas zarzutów o stosowanie przez władze jakiejś dyskryminacji. Wszystko byłoby kwestią cywilnej umowy. Prawo prywatne ma wielki potencjał, pod warunkiem że jest właściwie stosowane.