Andrzej Nogal: Kapitulacja słabego państwa

Pomysł wprowadzenia minimalnych stawek w umowach śmieciowych to gra pozorów – pisze Andrzej Nogal.

Publikacja: 18.12.2013 08:42

Nabiera rozmachu inicjatywa wprowadzenia minimalnej stawki na umowach śmieciowych w wysokości 10 zł za godzinę. Nawet minister pracy interesuje się sprawą. Obawiać się jednak należy, że szczytny cel przesłania trudności praktyczne we wprowadzeniu takiego rozwiązania i że mamy do czynienia z pewną grą pozorów.

Przedsiębiorcy nie bez powodu tak lubią umowy o dzieło i zlecenia. Strony umowy cywilnoprawnej mogą, co do zasady, dowolnie regulować treść łączącej je umowy. W warunkach ekonomicznej równości podmiotów tego rodzaju rozwiązanie pozwala obu stronom wyważyć swoje interesy. Jeżeli jednak chodzi o umowę łączącą obywatela z przedsiębiorcą, to nie ulega wątpliwości, że to przedsiębiorca określa zasady współpracy. Nie ma więc mowy o rozmaitych przywilejach i ochronie przysługującej pracownikom zatrudnionym na umowę o prace. Nie dla zleceniobiorcy płaca minimalna, urlopy, określony czas pracy, ochrona przed dyskryminacją itp.

Z punktu widzenia prawa koncern-zleceniodawca i  Kowalski-zleceniobiorca są uznawani za równoważnych partnerów obrotu cywilnoprawnego.

To jest fikcja i z tej przyczyny polskie prawo zwalcza „umowy śmieciowe", uznając za podstawową formę korzystania z pracy umowę o pracę. W kodeksie pracy mamy zapis, że zawarcie umowy dotyczącej świadczenia pracy skutkuje nawiązaniem stosunku pracy, bez względu na nazwę, jaką strony nadały umowie. Zarówno pracownik, jak i Inspekcja Pracy mogą występować o ustalenie stosunku pracy. Pracodawcom naruszającym prawa pracownicze grożą kary do dwóch lat pozbawienia wolności.

Mimo to umowy śmieciowe kwitną, zawierane są masowo nawet w administracji publicznej i jakoś nie słychać, aby organy państwa podjęły zdecydowane kroki, aby tak powszechne lekceważenie obowiązującego porządku prawnego zmienić. Nawet kary są nieproporcjonalnie niskie. Za kradzież z włamaniem słoika z ogórkami można dostać dziesięć lat. Za oszustwo osiem lat, za posiadanie materiałów pornograficznych osiem lat. Tymczasem za złośliwe i uporczywe naruszanie praw pracowniczych grożą najwyżej dwa lata. Do tego prokuratura niechętnie i zgoła sporadycznie wnosi tego rodzaju akty oskarżenia.

Zamiast zmienić taki stan rzeczy i zapewnić poszanowanie obowiązującego prawa, minister pracy pochyla się nad protezą w postaci stawki minimalnej 10 zł za godzinę przy umowie-zleceniu. Powiedzmy sobie szczerze, że tego rodzaju ingerencja ustawodawcza niewiele da. Przedsiębiorcy szanujący porządek prawny już teraz zawierają umowy o pracę i tyle płacą. Ci zaś, którzy polskie prawo lekceważą, a do tego płacą mniej niż 10 zł za godzinę, zamiast zleceń będą zawierać umowy o dzieło. Albo zamiast stawki godzinowej umawiać się na zapłatę określonej kwoty za całość pracy. I tak dalej, pomysłów mogą być tysiące. Poszkodowany zleceniobiorca nie może przecież liczyć na pomoc Inspekcji Pracy, w sądzie cywilnym jest zdany na własne siły, a płacenie mu mniej niż stawka minimalna nie jest przestępstwem. Prokuratury interesować więc nie będzie.

Natomiast skutkiem ubocznym omawianej zmiany będzie dopuszczenie, kuchennymi drzwiami, umów zleceń tam, gdzie w chwili obecnej są zawierane umowy o pracę. No bo skoro ustawodawca wprowadza stawkę godzinową, to oznacza, że dopuszcza zatrudnianie w takiej formie... Poważni pracodawcy z czystym sumieniem będą mogli więc w takiej formie zatrudniać, a wykazanie, że jednak powinni zawierać umowy o pracę, będzie podwójnie utrudnione. Niedługo okazać się może, że umów o pracę nikt nie chce zawierać.

Zamiast prac nad półoficjalną legalizacją „śmieciówek", lepiej by było, aby minister pracy skupił się nad problemem nagminnego nieprzestrzegania prawa pracy. Zawierania umów-zleceń, o dzieło itp. tam, gdzie powinna być umowa o pracę. Albo nad zjawiskiem samozatrudnienia, które częstokroć wykazuje cechy stosunku pracy. Nie ma bowiem nic bardziej demoralizującego niż państwo, które ustala reguły, a następnie przechodzi do porządku dziennego nad ich nagminnym łamaniem.

CV

Autor jest warszawskim adwokatem

Nabiera rozmachu inicjatywa wprowadzenia minimalnej stawki na umowach śmieciowych w wysokości 10 zł za godzinę. Nawet minister pracy interesuje się sprawą. Obawiać się jednak należy, że szczytny cel przesłania trudności praktyczne we wprowadzeniu takiego rozwiązania i że mamy do czynienia z pewną grą pozorów.

Przedsiębiorcy nie bez powodu tak lubią umowy o dzieło i zlecenia. Strony umowy cywilnoprawnej mogą, co do zasady, dowolnie regulować treść łączącej je umowy. W warunkach ekonomicznej równości podmiotów tego rodzaju rozwiązanie pozwala obu stronom wyważyć swoje interesy. Jeżeli jednak chodzi o umowę łączącą obywatela z przedsiębiorcą, to nie ulega wątpliwości, że to przedsiębiorca określa zasady współpracy. Nie ma więc mowy o rozmaitych przywilejach i ochronie przysługującej pracownikom zatrudnionym na umowę o prace. Nie dla zleceniobiorcy płaca minimalna, urlopy, określony czas pracy, ochrona przed dyskryminacją itp.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd, weryfikując tzw. neosędziów, sporo ryzykuje
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Deregulacyjne pospolite ruszenie
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Adwokat zrobił swoje, adwokat może odejść
Opinie Prawne
Maria Ejchart: Niezależni prawnicy są fundamentem państwa prawa
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Łaska Narodu na pstrym koniu jeździ. Ale logika nie