Zazwyczaj gdy słyszę, że prawo autorskie nie nadąża za rozwojem technologicznym, delikatnie oponuję, bo z mojego doświadczenia wynika, że nie jest aż tak źle. Podstawowe konstrukcje, w szczególności definicja utworu, są moim zdaniem na tyle elastyczne i dobrze sformułowane, że przy rozsądnej wykładni radzą sobie z wyzwaniami współczesności. Jest jeden wyjątek. Mój sprzeciw budzi zakres ochrony fonogramów, za którego sprawą twórca utworu posługujący się metodą samplingu nie musi się obawiać naruszenia praw autora utworu ani praw artystów wykonawców, za to praw producenta fonogramu – owszem. Kiedy może dojść do takiej sytuacji?