Mit o wyższym wykształceniu, czyli nie wszystko złoto, co się świeci. U progu nowej rzeczywistości społeczno-gospodarczej, w roku akademickim 1990/1991 w Polsce było 390 tys.studentów. Ta liczba lawinowo rosła. W rekordowym pod tym względem roku akademickim 2005/2006 liczba studentów sięgnęła niemal 2 mln (1 953 832). Współczynnik skolaryzacji, czyli stosunku liczby osób uczących się w 1990 r. wynosił niespełna 10 proc., a w 2007 r. prawie 40 proc. Kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej, rozpoczynał studia niemal co drugi absolwent szkół średnich. Czy to źle? Nie. Złe okazały się natomiast polskie uniwersytety, które nie mogą zmieścić się w pierwszej światowej pięćsetce (poza dwoma). Złe jest, że uczelnie słabo współpracują z biznesem. Zły jest feudalny układ hierarchiczny na uczelniach, który utrudnia lub uniemożliwia młodym, zdolnym, pracowitym zrobienie kariery naukowej, a chroni synekury profesorów, którym się już nic nie chce. Złe jest ich chroniczne niedofinansowanie i to, że doktoranci muszą dorabiać za barem.