Każda kolejna reforma oddala nas od sprawnych sądów lub dotyczy spraw dla sprawności postępowania zupełnie nieistotnych.
Stron nie interesują kolejne polityczne przepychanki pogarszające kondycję wymiaru sprawiedliwości ani kolejne odsłony wojny „sędziowskich dołów" z „sędziowskimi pałacami". Interesuje je uzyskanie właściwego rozwiązania sporu w rozsądnym terminie.
Ani kij, ani marchewka
Tezę o braku sprawności polskich sądów powtarzają politycy, ale też niestety prawnicy, gdy trzeba szybko znaleźć odpowiedź na demagogiczne, a tak lubiane przez dziennikarzy pytanie: „czyli uważa pan/pani, że polskie sądy są świetne i nie trzeba zmieniać?" Pytanie to powoduje, że rozmówca po gorączkowych poszukiwaniach, co by ewentualnie o sądach złego powiedzieć, rzuca: „szybkość postępowania pozostawia wiele do życzenia".
Tymczasem polskie sądy pod względem sprawności postępowania należą do europejskich średniaków. Nie jest tak, jak mawiają z lubością politycy, że „polskie sądy są najgorsze w Europie". Wiele jednak można jeszcze zrobić, by usprawnić ich pracę.
Problem sprawności postępowania zamyka się w trzech liczbach: 16 milionów, 10 tysięcy, 24 godziny. Spraw w sądach jest ok. 16 mln, orzeczników mogących je rozpoznać ok. 10 tys., a doba ma tylko 24 godziny. Oczywiście to uproszczenie, ale moim zdaniem oddaje problem.