Na fali zmian po usunięciu rządowej ekipy PiS jedne z najpoważniejszych czystek dotknęły wojskowy kontrwywiad, głęboko wstrząsając tą instytucją. Niemal nikt jednak przeciw tym czystkom nie protestował – zamiast tego media epatowały Polaków osobą Antoniego Macierewicza oraz domniemanymi sensacjami na temat raportu o likwidacji WSI.
Przypomnijmy, że jeszcze w 2005 r. zarówno PiS, jak i PO były zgodne co do tego, że dotychczasowe wojskowe służby specjalne (WSI) muszą ulec likwidacji. W kampanii wyborczej nie pojawiły się pod tym względem istotne różnice (wyjątkiem był tu Bronisław Komorowski broniący części dorobku WSI). Po objęciu władzy przez PiS początkowo krytyka opozycji skupiła się na ówczesnym szefie MON Radosławie Sikorskim, którego powołanie uznawano za błąd. Dopiero uczynienie głównym likwidatorem WSI Antoniego Macierewicza zmieniło ten obraz. Sikorski, od lat skonfliktowany z Macierewiczem, okazał się dla opozycji i większości mediów mniejszym złem. Krytyka głównego likwidatora była tym łatwiejsza, że łączyły go dobre relacje z szefem rozgłośni Radia Maryja. W dodatku podjął się samobójczej roli – przygotowania raportu z likwidacji WSI. Podstawową cechą raportu było to, że każdy jego autor musiał się znaleźć w ogniu krytyki bez względu na zawartość tego dokumentu. Raport dotykał nie tylko interesów wszechpotężnych ludzi z wojskowych służb, ale także dziennikarzy, biznesu i polityków. W dodatku to, co dla autorów raportu było oczywiste, nie musi być przekonujące dla sądów, które rozpatrują procesy o zniesławienie i ochronę dóbr osobistych. Sprawę utrudniało dodatkowo poruszanie się po polu tradycyjnie objętym tajemnicą państwową. W takiej sytuacji nawet bezbłędnie stworzony dokument wywołałby lawinę krytyki.
Przecieki do mediów robią wrażenie kontrolowanego strumienia mającego skompromitować SKW i gloryfikować byłych oficerów WSI
O ile więc ataki na Macierewicza za raport była pewnie nieuniknione, o tyle nie ma chyba żadnego powodu, aby krytykować go jako szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Wbrew doniesieniom polskich mediów ideę opcji zerowej w wojskowych służbach NATO-wscy eksperci przyjęli z ogromnym uznaniem. Polskie służby, szczególnie wojskowe, do 2005 r. były bowiem w strukturach paktu północnoatlantyckiego obiektem specjalnej troski.
Już sam fakt, że niemal wszyscy aresztowani w Polsce szpiedzy wywodzili się z WSI, powodował, że nasze służby były na cenzurowanym. Dodatkowo zachodnim ekspertom od bezpieczeństwa przeszkadzał fakt, że wielu oficerów tych służb kończyło moskiewskie szkoły, a ich nazwiska pojawiały się przy okazji nielegalnych transferów handlu bronią, prania brudnych pieniędzy itp. Nie było możliwości, by służby zreformowały się same. Konieczna była więc całkowita wymiana kadr.