Zastanawiam się, czy właśnie nie jesteśmy świadkami apogeum takiego zjawiska – wszechogarniającego, pustego strachu w świecie Zachodu, które musi doprowadzić do jakiegoś wewnętrznego przełomu w naszej cywilizacji. W latach 90. XX wieku Frank Furedi, brytyjski socjolog i psycholog społeczny węgierskiego pochodzenia, wprowadził jako jeden z pierwszych pojęcie kultury strachu dla opisania dominującego na Zachodzie obrazu współczesnego świata i człowieka. Dwa lata temu, odnosząc się do swojej pierwszej książki na ten temat, opublikował nową pod tytułem „Jak działa strach – kultura strachu w XXI wieku”. Lektura tej książki w kontekście ostatnich kilku tygodni powinna zmuszać do bardzo głębokiej refleksji nad naszą przyszłością i nad obecnym stanem współczesnych, europejskich społeczeństw.
Furedi stawia tezę, że wszechogarniający strach nie jest spowodowany tym, że obiektywnie współczesna ludzkość jest narażona na więcej zagrożeń, niż to było w przeszłości. To, co zmieniło się radykalnie, to nasze oczekiwania wobec bezpiecznego świata i wyobrażenia o tym, jak powinno wyglądać ludzkie życie. Są to wyobrażenia nierealne, szczególnie w kontekście globalizacji, które w zderzeniu z rzeczywistością wywołują paniczny lęk i poczucie totalnego zagrożenia. Główna przyczyna leży w tym, że współczesny zachodni człowiek wierzy już tylko w to, co ma, natomiast zupełnie utracił wiarę w siebie, w to, że może poradzić sobie w sytuacji, kiedy jego bezpieczny, wygodny świat stanie w obliczu realnego zagrożenia. To właśnie poczucie całkowitej bezradności wobec kruchej natury naszych wszystkich dotychczasowych osiągnięć i sukcesów sprawia zdaniem Furediego, że w sytuacji kryzysu chętniej widzimy samych siebie w roli ofiary niż sprawczej istoty ludzkiej, która wciąż od nowa podejmuje odważny wysiłek ustanawiania sensu własnego życia.
Tak – tylko głupiec się nie boi i tylko głupiec pozwoli na to, aby strach stał się głównym sensem naszego życia.
Autor jest profesorem Collegium Civitas